Kilka uwag na marginesie „wyzwolenia” Gdyni

0
1034

[Poniższy artykuł powstał na bazie materiałów, które zbieram do książki o walce pomorskich harcerzy z okupantem hitlerowskim. Tu jednak postanowiłem się zająć raczej nie samą aktywnością harcerzy, lecz próbą osadzenia tej aktywności w szerszym kontekście pomorskiej konspiracji. Ponieważ artykuł ten powstaje w związku z rocznicą wyzwolenia Gdyni, koncentruję się głównie na ostatnim roku jej okupacji. Temat całości polskiego podziemia zbrojnego na obszarze Pomorza Gdańskiego jest bardzo obszerny, odnosi się do niego już wiele napisanych prac. Wciąż jednak wiele zagadnień wymaga dopiero wyjaśnienia, myślę też, że wiele kwestii pozostanie już na zawsze w zapomnieniu.]

Kilka uwag na marginesie „wyzwolenia” Gdyni

Obraz walki polskiego podziemia zbrojnego z okupantem hitlerowskim na Pomorzu Gdańskim, a zwłaszcza w Gdyni wciąż owiany jest tajemnicą, pewne sprawy zaś nie zostaną wyjaśnione już nigdy. Ci, którzy mogliby rzucić na nie nowe światło już nie żyją. Wprawdzie powstała na ten temat dość obszerna literatura, ale oparta na stosunkowo ograniczonym materiale źródłowym wiele spraw pomijała, wiele informacji wymaga sprostowania. Warto zauważyć też, że wiele relacji odnoszących się do czasów okupacji zostało zebranych dopiero po 1989 roku, niektórzy czekali z nimi aż do XXI wieku. Stąd prace powstałe przed końcem XX wieku zawierają wiele luk i niesprawdzonych teorii. Wiele dobrego wniosła tu praca Fundacji gen. Elżbiety Zawackiej, w ramach której udało się zebrać wiele relacji, ale powstawały one dopiero po kilkudziesięciu latach od opisywanych wydarzeń, często są też tylko szczątkowe. Może pewne informacje znajdziemy jeszcze w archiwach brytyjskich, ale te odnoszące się do prac wywiadu, długo jeszcze nie zostaną ujawnione.  Musimy też pamiętać o specyfice pracy konspiracyjnej, działaniu w niewielkich grupach (często piątkach), nieznajomości nazwisk, relacji personalnych. Prowadziło to często do błędnych ocen, często wyrażanych nawet przez bezpośrednich uczestników zdarzeń.

Zygmunt Tanaś na przykład, recenzując książkę R. Bolduana i M. Podgórecznego „Tajny Hufiec Harcerski” zalecał pominięcie w niej nazwiska Leona Rekowskiego, w pracowni, którego mieścił się sztab tej akcji, w której nanoszono na mapę pozyskane informacje o umocnieniach niemieckich. Zdaniem Tanasia, Rekowski był folksdojczem, który włączył się do akcji dopiero wówczas gdy dostrzegł bliską klęskę Niemiec. To, że Rekowski był szwagrem Joachima Joachimczyka, ówczesnego przełożonego Tanasia, ten widocznie nie wiedział. Nie wiedział również i tego, że w pracowni tej był jeden z magazynów broni. Zapewne nie wiedział również i tego, że wśród dziewczyn, z którymi harcerze chodzili po Gdyni obserwując umocnienia niemieckie były trzy córki Leona. W czasie okupacji Jadwiga Rekowska, żona Leona, a siostra Joachima wykupiła swego brata ze szpon gestapo w Wilnie, Joachim przebywając w sprawach konspiracyjnych w Gdyni często nocował w ich mieszkaniu przy ul. Świętojańskiej.

Kolejnym mankamentem jest bardzo niewielka ilości wytworzonych ówcześnie i tym bardziej szczątkowa zachowanych, dokumentów. Z podanych powodów zajmując się tymi zagadnieniami musimy poruszać się często tylko w kręgu hipotez, przypuszczeń.

W literaturze przedmiotu odnoszącej się do wyzwolenia Gdyni i ówczesnej aktywności polskiego podziemia zbrojnego historycy dali sobie narzucić pewną narrację. Z kolejną rocznicą usłyszymy zapewne znów o Akcji B-2, o aktywności harcerzy z Tajnego Hufca Harcerskiego, po raz kolejny utrwalane będzie przekonanie, że polskie podziemie zbrojne na Pomorzu rozbite w 1942 roku aż do końca okupacji już się nie podniosło i było bardzo słabe.

Licząca niespełna pięćdziesiąt osób grupa harcerzy biorąca udział w Akcji B-2 (zorganizowanych w tzw. „trzynastki”) oczywiście nie była wtajemniczana w kulisy całej akcji. Jak dziś już wiemy, uważany za jej głównego inicjatora ppor. Joachim Joachimczyk[1] właściwie tylko ją firmował, dowódcą całości był wyższy stopniem por. Stanisław Kaczmarek, który kierując komórką wywiadu na obszarze Gdańska i Gdyni wniósł bardzo wiele informacji o obiektach strategicznych z tego obszaru (np. lotniska we Wrzeszczu), które szczególnie interesowały Rosjan. Z drugiej strony możemy założyć, że i Joachim Joachimczyk przekazał Stanisławowi Kaczmarkowi tylko takie informacje, które uważał za konieczne. Młodzi harcerze zaś nie domyślali się nawet tego, że jednym z głównych celów tej akcji była ich ochrona. To ważne i dlatego wspomnę tu o tym już teraz, po wojnie Joachim Joachimczyk w wielu przypadkach dalej kierował karierami swych „podwładnych”. Kwestia zależności Joachimczyka i Kaczmarka też wymaga wyjaśnienia, akcja B-2 była ponadto tylko elementem większej gry.

Akcja B-2 polegająca na opracowaniu planów umocnień niemieckich w Gdyni i przekazanie ich dowództwu wkraczającej na Pomorze armii sowieckiej zyskała już swoją legendę. W dużej mierze jej autorami byli inicjatorzy i uczestnicy tej akcji przez długi czas nadając jej swoją „narrację”. Legenda taka została dość łatwo przyjęta, była bowiem w miarę neutralna politycznie, udział w niej harcerzy (młodzieży) nadawał jej znamiona bohaterstwa, idealizmu.

Czytając wiele relacji, późniejszych wywiadów zauważyłem w tworzeniu tej legendy wiele nieścisłości. Często relacje te wyglądały tak, jakby przygotowywano je specjalnie dla celów ewentualnych przesłuchań. Chodziło o to, by „zeznania” były spójne, „wiarygodne”.

Po wojnie np. Joachim Joachimczyk nie ujawnił swojej przynależności do AK, zaś jego szwagier, sierżant AK Jan Pociejko swą aktywność częściowo ujawnił w 1947 roku, zatajając jednak bardzo wiele faktów, minimalizując swoją rolę i swój udział w podziemiu. Warto zaznaczyć, że w oświadczeniu władze zaliczały przynależność do AK jako przynależność do organizacji nielegalnych.

Pociejko pisał: W kwietniu 1944 r.  [wyraz nieczytelny] mój Stanisław Kaczmarek zaproponował mi abym obserwował umocnienia wojenne jakie są budowane przez Niemców na terenie Gdyni, które następnie zostaną umieszczone na planie i przeniesione przez front dla doręczenia sztabowi zbliżającej się Armii Czerwonej i uchroni Gdynię od zniszczeń. W połowie lutego 1945 r. po zebraniu całkowitego materiału i po sporządzeniu planów wybraliśmy się przez Wejherowo w kierunku Sierakowic. (…) Po złożeniu zeznań udaliśmy się wraz z Kaczmarkiem w drogę powrotną. Do czasu gdy Gdynia nie została zdobyta zatrzymałem się w Wejherowie gdzie pracowałem w Milicji Obywatelskiej. Po powrocie do Gdyni w celu wybrania miejsca zamieszkania wybrałem Sopot. (…) Tu zgłosiłem się do milicji, tj. 6.4.45 utworzył się Urząd Bezpieczeństwa w Sopocie, do którego zostałem zaraz wcielony. Od dnia 6.4.1945 do dnia 31.12.1945 r. pracowałem w Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Sopocie w charakterze sekretarza, po czym na własną prośbę zostałem zwolniony. O wyżej wspomnianej organizacji AK dowiedziałem się dopiero w połowie 1946 r., gdyż Kaczmarek proponując mi pracę w czasie okupacji nie wyjaśnił mi, że należy do AK, a przestałem pracować po wykonaniu zadania, to jest po przekazaniu planów Armii Czerwonej[2].

Warto pamiętać, że Pociejko był funkcyjnym podoficerem AK (sierżantem), pobierał z tego tytułu żołd, zaś jego przełożony, wspomniany Stanisław Kaczmarek, kierował siatką wywiadu AK.  Pracę w milicji, a później w Urzędzie Bezpieczeństwa podjął Pociejko z polecenia Joachima Joachimczyka. Chodziło o kontrolę nad tworzonymi w ramach tego urzędu kartotekami, o pozyskanie informacji o wiedzy pracowników aparatu bezpieczeństwa na temat struktur byłego podziemia zbrojnego. Podobne działania podejmowano wobec gestapo w czasie okupacji w Generalnej Guberni i na ziemiach włączonych do Rzeszy. Wywiad i kontrwywiad były jednymi z ważniejszych form aktywności polskiego podziemia.

Zacząłem od powyższych dość luźnych informacji, gdyż chcę zwrócić uwagę na konieczność weryfikacji niektórych przyjętych przez historyków teorii. Obok szeroko dziś podejmowanego przez nich tematu walki tzw. żołnierzy niezłomnych, toczyła się również inna walka, walka o uratowanie substancji narodowej o ochronę ludzi związanych z działalnością konspiracyjną. Istotą tej walki stało się m.in. ukrycie swej okupacyjnej konspiracyjnej działalności. Walka ta została w części wygrana… choć słowo „wygrana” brzmi tu gorzko. By przetrwać trzeba było ukryć na wiele lat, często do śmierci wielu bohaterów ich wojenną przeszłość.

Walka ta odnosi się głównie do Pomorza, gdyż dopiero po klęsce akcji „Burza” na wschodzie oraz po klęsce Powstania Warszawskiego Rząd Londyński, jego Delegatura na Kraj i władze wojskowe AK podjęły decyzję o zmianie swojej polityki. Może zresztą nie znając faktów się mylę, może dotyczyła  całego kraju? Widząc, że wszelkie próby nawiązania współpracy, ujawnienia, przynoszą tylko straty, śmierć w najlepszym wypadku zsyłkę polskich patriotów, uznano, że jedynym wyjściem będzie przejście do jeszcze głębszej konspiracji.

Nie specjalizuję się w okresie okupacyjnym, niemniej jednak udało mi się zebrać kilka informacji, które mogą potwierdzać postawioną hipotezę.

Pierwsze ważne pytanie odnosi się do tego, czy Pomorze Gdańskie miało  być objęte akcją „Burza”.

Do połowy 1943 roku Komenda Okręgu Pomorskiego nie zamierzała przygotowywać samodzielnego wystąpienia zbrojnego. Stanowisko to było zgodne z opinią gen. Bora-Komorowskiego, który w meldunku z października 1943 r. informował Naczelnego Wodza o niemożności wywołania powstania powszechnego na całym terytorium Polski w granicach sprzed 1 września 1939 roku: Nie trzeba się silić na wyjaśnienia, że nie możemy liczyć na udanie się powstania na niektórych terenach naszych kresów zachodnich, gdzie terror okupanta dokonał daleko idących spustoszeń fizycznych i moralnych wśród ludności polskiej.

Przygotowania do otwartej walki Komenda Okręgu Pomorskiego Armii Krajowej rozpoczęła w połowie 1943 roku. W tych sprawach kontaktowano się z Komendą Obszaru Zachodniego. Walkę jawną miał poprzedzić okres czujności z uwzględnieniem gotowości do wymuszenia akcji i okres pogotowia, w trakcie którego nakazywano uzupełnić stany osobowe i uzbrojenie. W listopadzie 1943 r. przygotowano hasła na wypadek rozpoczęcia działań. W kwietniu 1944 r. Komenda Okręgu otrzymała rozkaz, aby w trybie pilnym do Komendy Obszaru Zachodniego w Warszawie przyjechał Szef Sztabu mjr Chyliński, który „winien być zorientowany w całokształcie prac Okręgu”. Miał on przekazać adresy punktów gotowych do przyjmowania poczty z Warszawy, a także kontakty do co najmniej dwóch członków Sztabu Okręgu, inspektoratów i ważniejszych obwodów wraz z hasłami. Poza tym w terminie do 15 czerwca 1944 r. Komenda Okręgu miała przedstawić sprawozdanie z pracy konspiracyjnej, stany osobowe, ocenę możliwości podjęcia walki jawnej i w razie potrzeby wytypować ogniska walki, a także jak najszybciej nawiązać łączność z partyzantką w Borach Tucholskich[3].

Zaktywizowanie planów powstańczych Komendy Okręgu Pomorskiego przypadło na lipiec 1944 r. kiedy przybył na Pomorze nowy Komendant Okręgu – mjr Franciszek Trojanowski. [Franciszek Trojanowski w czerwcu 1944 roku został przekazany do dyspozycji Komendanta Obszaru Zachodniego płk. Dypl. Stanisława Edwarda Grodzkiego „Sadowskiego”, na którego wniosek został mianowany przez gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora” Komendantem Okręgu Pomorskiego na czas powstania i akcji „Burza”. W lipcu 1944 roku dotarł do Bydgoszczy. Pomimo trudności ze strony mjr Chylińskiego udało mu się odtworzyć łączność między Komendą Okręgu Pomorskiego a Komendą Okręgu Zachodniego. Opracował zadania na wypadek „Burzy”. Podczas odprawy na początku sierpnia w Brodnicy szef sztabu mjr Chyliński i jego współpracownicy odrzucili te plany jako nierealne.]

W okresie lipca-sierpnia 1944 r. wydał on rozkazy określające warunki i sposób wykonania zadań bojowych. Szczegółowe rozkazy dotyczące powstania powszechnego odnosiły się do Inspektoratów Rejonowych: Chojnicko-Tczewskiego, Wybrzeże, Brodnickiego, Toruńskiego i Włocławskiego. Wystąpienia zbrojne planowano w tzw. ogniskach walki. Komendant Okręgu mjr Trojanowski podkreślał konieczność zorganizowania sprawnej łączności wszystkich szczebli organizacyjnych z Komendą Okręgu. Plany te nie uwzględniały realiów okupacyjnych Pomorza i dlatego nie mogły doczekać się realizacji[4].

W czerwcu 1944 r. w leśniczówce „Wypalanki” koło Wielkiego Gacna w Borach Tucholskich odbyło się spotkanie Komendanta Okręgu ppłk. J. Palubickiego z dowódcami oddziałów partyzanckich; Stefanem Gussem, ps. „Dan”, Janem Sznajderem, ps. „Jaś”, Alojzym Bruskim, ps. „Grab”, A. Suszkiem, ps. „Paweł” i Maciejem Krzyżanowskim, ps. „Kuba” (odpowiedzialnym za sprawy łączności Podokręgu Północno-Zachodniego). Omówiono tam zagadnienia możliwości bojowych partyzantki w momencie podjęcia otwartej walki[5].

Z przygotowaniami do powstania oraz Odtwarzaniem Sił Zbrojnych Kraju związany był Wydział Marynarki Wojennej „Alfa” Komendy Głównej Armii Krajowej podlegający Komendzie Obszaru Zachodniego i mający kontakt z Pomorskim Okręgiem AK. W momencie wybuchu powstania „Alfa” miała objąć kierownictwo nad wszystkimi sprawami dotyczącymi morskiego terenu administracyjnego i operacyjnego. Przydzielono jej wiodącą rolę we wszystkich sprawach morsko-rzecznych na terenie całego kraju. W Raporcie organizacyjnym nr 2 z listopada 1942 r. skierowanym do Komendanta Głównego AK zaznaczono, że zadaniem „Alfy” będzie ułatwienie wojskowym polskim i alianckim opanowanie wybrzeża gdańskiego. Dlatego Sztab Wydziału Marynarki Wojennej przystąpił do opracowania studium operacyjno-taktycznego działań powstańczych na wybrzeżu. Przygotowywano więc koncepcyjną komórkę dowodzenia mającą podjąć działania w momencie wybuchu powstania powszechnego. Wówczas to Wydział Marynarki miał przystąpić do opanowania portów i stoczni. Zwracano przy tym uwagę, aby zadania nie przerastały możliwości organizacyjnych i bojowych. Plany powstańcze i Odtwarzanie Sił Zbrojnych Wydziału Marynarki pozostawały w ścisłym związku z założeniami opracowywanymi przez oddział III Komendy Głównej ZWZ-AK, które zakładały opanowanie Wybrzeża Gdańskiego przez desant wojsk polskich i brytyjskich[6].

Plany te wciąż były aktualizowane, nawet mimo klęski Powstania Warszawskiego. Warto zwrócić uwagę też na to, że klęska ta doprowadziła do zerwania wielu kanałów łączności.

Przedstawiając plany powstańcze należy wspomnieć o Powstaniu Warszawskim, które znalazło pewien rezonans na Pomorzu. Komendant Okręgu płk Pałubicki stwierdził po wojnie, że moment wybuchu powstania spowodował zaskoczenie wśród Sztabu Komendy Okręgu: „Datą powstania warszawskiego byliśmy zaskoczeni. Początkowo były wiadomości, aby wszystkie oddziały przeszły na pomoc Warszawy, jednak rozkazy te zostały skoordynowane w tym duchu, że tylko mieli zadanie dywersji na tyłach i sabotażu”. Dalej płk Pałubicki podawał, że Komendant Polskiej Armii Powstania – E. Słowikowski miał zorganizować grupę ok. 200 ludzi mających udać się rzekomo na pomoc walczącej Warszawie. Akcja ta okazała się jednak prowokacją i została rozbita przez gestapo. Do idei Powstania Warszawskiego odwoływano się w niektórych rozkazach Komendy Okręgu. I tak przykładowo w rozkazie z 15 września 1944 r. podpisanym przez mjr Chylińskiego stwierdzono: „Mając na uwadze wysokie poczucie obowiązkowości żołnierza AK, zrozumienie chwili i obowiązku jaki mamy dla bohaterów Warszawy, musimy stać się godni tych, którzy krwawą walką w Warszawie sławią światu imię Żołnierza Polskiego.

W podobnym tonie był utrzymany meldunek inspektora Chojnicko-Tczewskiego – A. Jarockiego z 31 sierpnia 1944 r.: „Ruch bohatersko walczącej Warszawy udziela się ludności polskiej. Z upragnieniem czekano na rozkaz ewentualnego uderzenia. Zapewnia, że ani przewaga liczebna, ani stan jego uzbrojenia nie powstrzyma nas od powierzonych nam zadań”. W innych rozkazach dotyczących powstania pisano: „Żołnierz AK odbierze Niemcom Pomorze”, lub „Żołnierz ziemi pomorskiej odbierze wrogom Pomorze”.

Należy przypuszczać, że wybuch Powstania Warszawskiego spowodował wydanie rozkazu przez Komendę Okręgu o wzmożeniu nasłuchu Sekcji Polskiej BBC, spodziewano się bowiem rozkazu do podjęcia walki. Należy także odnotować fakt wykradania w Bydgoszczy amunicji, którą zamierzano przerzucić do Warszawy. Jednak wykonanie tego zadania przekraczało ówczesne możliwości Garnizonu Bydgoszcz[7].

Klęska Powstania Warszawskiego stworzyła warunki, w których większość podziemnych organizacji musiała funkcjonować bez scentralizowanych ośrodków decyzyjnych. Brakowało (lub utracono z nimi łączność) wojskowych organów dowodzenia jak również kierownictw partyjnych. Warunki konspiracji drastycznie się zmieniły. Komuniści oprócz wprowadzenia trzech dywizji NKWD wyspecjalizowanych w zwalczaniu elementów konspiracyjnych, stworzyli warunki, w których to Polacy (komuniści) ścigali Polaków (żołnierzy drugiej konspiracji)[8].

8 października 1944 r. „Kazimierz” Komendant obszaru warszawskiego meldował do gen Kukiela: Melduję brak wyznaczenia dowódcy AK. Przez gen. Bora i łączności z sąsiednimi okręgami. Brak szyfru z Londynu. Na rozkaz gen. Łaszcza objąłem obszar warszawski, oczekuję rozkazów i wyznaczenia dowódcow AK.

  Melduję, że członkowie ścisłego sztabu gen. Bora, jako istotni sprawcy przedwczesnego wybuchu powstania stracili zaufanie armii i społeczeństwa i nie mogą wchodzić w rachubę[9].

General Okulicki informował: Przedstawiam ocenę sytuacji i plan pracy na przyszłość, który uzgodniłem z Borem 1.10.44 r.

  • Szczytowym punktem naszej otwartej walki z Niemcami była bitwa o Warszawę. Daliśmy maksimum na co nas było stać i w tej skali naszego wysiłku nie jesteśmy w stanie powtórzyć.
  • Dotychczasowa walka z Niemcami kosztowała nas dużo i w niczym nie zmieniła stosunku Sowietów do nas. Z ich strony do AK nastawienie bezwzględnie wrogie. Ujawnienie nie daje innego efektu prócz aresztowań.

     Część druga

Nr 2/N/2VV dnia 9.10.44.

W związku z tym koniecznym się staje: 1. Przerwać wykonywanie Burzy i ograniczyć działania przeciw Niemcom do zwalczania czynnego ich ekspedycji karnych i pacyfikacyjnych, oraz dywersj. 2. Przerwać ujawnianie się AK wobec wkraczającej armii czerwonej i ukryć się, ewakuując najbardziej zagrożony element na zachód.

Ponieważ zamierzony plan działania koliduje z dotychczasowymi wytycznymi Rządu proszę o jego zaakceptowanie.

                                             Termit[10]

Założenia w kwestii podjęcia jawnych działań bojowych uaktualniał jesienią 1944 roku Szef Sztabu mjr Chyliński dostosowując je do warunków pomorskich. Przewidywały one przede wszystkim zabezpieczenie obiektów o charakterze militarnym, internowanie niemieckiego aparatu bezpieczeństwa oraz uwolnienie więźniów politycznych. Zalecano wzmożoną obserwację gestapo i oddziałów Volksturmu. W założeniach tych duży nacisk położono na funkcjonowanie służby łączności i służby kwatermistrzowskiej. Dla inspektoratów opracowane zostały tzw. sztafety łączności. Przygotowano też schematy łączności dla niższych szczebli organizacyjnych. Ważnym zadaniem było szybkie przekazywanie rozkazów. Sztab Okręgu Pomorskiego opracował kilka wariantów prowadzenia walk w miastach. Wyodrębniono tzw. plutony operujące w ośrodkach miejskich i podmiejskich oraz poza ogniskami walki. Szef Sztabu mjr Chyliński wydał uzupełniającą instrukcję dla Komendantów Garnizonów, w myśl której mieli oni dokonać wyboru obiektów do opanowania w momencie wybuchu walki (w Bydgoszczy obiekty te wyznaczył Komendant Garnizonu – B. Sonnenfeld, a członkinie bydgoskiej Wojskowej Służby Kobiet szyły białoczerwone opaski, niezbędne podczas walki powstańczej). W instrukcji podnoszono także kwestię zdobycia odpowiedniej ilości broni, którą w czasie pogotowia, a wiec w okresie poprzedzającym rozpoczęcie walk, należało w odpowiednim miejscu magazynować. Zalecano maksymalne oszczędzanie każdej sztuki broni. Wydano rozkaz uzupełnienia oddziałów do pełnych stanów, pojawiła się więc konieczność przedstawienia przez poszczególne inspektoraty danych dotyczących liczby plutonów i sztabów obwodów, a także oddziałów partyzanckich, co miało związek z odtwarzaniem Sił Zbrojnych.

W okresie poprzedzającym wystąpienie zbrojne Okręgowa Delegatura Rządu RP na Kraj zamierzała ułatwić przejście do Armii Krajowej oficerów i podoficerów pozostających dotąd w gestii pionu cywilnego. Inicjatorem ścisłej współpracy z AK był Szef Wydziału Bezpieczeństwa Okręgowej Delegatury – Bolesław Lipski, ps. „Bartel”. W tym czasie Szef Ekspozytury Urzędu Okręgowej Delegatury – Franciszek Rochowiak nakazał przeprowadzenie spisu oficerów i podoficerów pracujących w jego aparacie.

Plany powstańcze wiązały się ściśle z Odtwarzaniem Sił Zbrojnych (OSZ). Zamierzenia powstańcze Armii Krajowej uwzględniały trzy zasadnicze okresy działania: okres pracy podziemnej przygotowującej powstanie, okres walki jawnej i okres „O” – Odtwarzania Sił Zbrojnych. Plany te miały ścisły związek z Odtwarzaniem Sił Zbrojnych Kraju dla Dowództwa Okręgu Korpusu VIII w Toruniu. Pomorski Okręg miał odtworzyć Sztab 4. Dywizji Piechoty w Toruniu, 15. Dywizji Piechoty i 15. Pułku Artylerii Lekkiej w Bydgoszczy, a także 16. Dywizji Piechoty w Grudziądzu. W pierwszej kolejności przewidywano odtworzenie jednej dywizji piechoty. Zawiązkami jej były Oddziały Partyzanckie (OP) oznaczone kryptonimami: „101”, „102”, „103”, „104”. Oddziały te weszły w skład zgrupowania „Bory” pod dowództwem kpt. A. Bruskiego, ps. „Grab”. Zgrupowaniu temu wyznaczono zadania dywersyjne podczas walk w kierunkach: Starogard Gdański, Świecie, Kościerzyna, Czewrsk, Tuchola, Chojnice. Później zgrupowanie to miało być gotowe do podjęcia dalszych działań.

 Armia Krajowa nie była ponadto jedyną zbrojną organizacją konspiracyjną na Pomorzu. W styczniu/lutym 1945 r. Okręg XI Pomorze (NSZ) całkowicie podporządkował się fuzji z Armią Krajową. Od 1 IV 1945 r. NSZ podjęły działania w kierunku ponownego budowania swoich, odrębnych struktur[11]. Istniały tu również i inne organizacje o charakterze zbrojnym, nie wchodzące w struktury AK.

Oprócz pionu wojskowego Armii Krajowej w konspiracji pozostały także cywilne władze Polskiego Państwa Podziemnego, czyli Delegatura Rządu RP na Kraj wraz z Okręgowymi Delegaturami Rządu, również pomorską, podziemny parlament, czyli Rada Jedności Narodowej, oraz część ośrodków polityczno-wojskowych Polski Podziemnej różnej proweniencji światopoglądowej. Pracownicy Delegatury Rządu prowadzili działalność aż do 6 lipca 1945 r., to jest do momentu rozwiązania Polskiego Państwa Podziemnego.

W zachowanych częściowo dokumentach Pomorskiego Okręgu Armii Krajowej, czyli rozkazach mjr. Trojanowskiego i mjr. Chylińskiego, nie wymieniano nazwy „Burza”, chociaż można odnieść wrażenie, że przejawiają się tam wątki tej akcji. W tej chwili trudno stwierdzić, w jakim stopniu mjr. Trojanowski był zorientowany w planach „Burzy”. Wydaje się, iż wobec utrudnionej, a w ostatnim czasie nawet niemożliwej łączności z Warszawą, rozkazy dotyczące akcji „Burza” po prostu nie dotarły na Pomorze. Tak było również w przypadku Okręgu Poznańskiego.

Sam Trojanowski pisał o mającej nastąpić na Pomorzu „akcji powstańczej”, ale jednocześnie nazywając także „działaniami powstańczymi” walki prowadzone w ramach „Burzy” na kresach wschodnich i w Generalnym Gubernatorstwie. Jak wynika z Meldunku nr 243 z 14 lipca 1944 r. skierowanego przez Komendanta Głównego AK gen. Bora-Komorowskiego do Naczelnego Wodza gen. Sosnkowskiego: „Okręgi leżące na zachód od Wisły rozkazów uzupełniających do „Burzy” jeszcze nie otrzymały. Zamierzam je wydać z chwilą stwierdzenia jak będą zachowywać się Sowieci”[12]. Do przeprowadzenia akcji bojowych nie było jednak sprzyjających warunków. Wobec powyższego w końcu grudnia 1944 r.  szef sztabu Okręgu Pomorskiego Chyliński nakazał rozwiezienie rozkazu odwołującego akcję „Burza” na Pomorzu. (…) Nakazano w nim zabezpieczyć obiekty strategiczne, udzielać pomocy sanitarnej rannym żołnierzom polskim i radzieckim, stworzyć oddziały samoobrony, rozwiązać oddziały partyzanckie, obsadzać stanowiska państwowe i udzielać pomocy więźniom powracającym z obozów. W dniu 19 stycznia 1945 roku gen. Okulicki wydał rozkaz rozwiązujący Armię Krajową[13]. W końcu grudnia 1944 r. łączniczka Komendy Okręgu Pomorskiego Irena Jagielska-Nowak „Ewa” rozwoziła po Pomorzu rozkaz odwołujący „Burzę” na tym terenie. To chyba oczywiste, skoro rozwoziła rozkaz odwołujący „Burzę”, to takowy musiał być wcześniej wydany.

Szef sztabu okręgu Pomorze mjr Chyliński wspomina, jakoby w pierwszych dniach stycznia 1945 r. nawiązał kontakt z Komendą Główną AK przez por. Bronisława Pietkiewicza („Żbik”) – komendanta podokręgu toruńskiego (południowego). Prawdopodobnie tą drogą komenda okręgu Pomorze otrzymała rozkaz Komendy Głównej nr 30/1, wstrzymujący dalszą walkę i zalecający przejście do głębokiej konspiracji oraz zamelinowanie zagrożonych. W konsekwencji ppłk Palubicki („Piorun”) wydał rozkaz do pomorskiej AK, antydatowany na 5 stycznia 1945 r. i nakazujący odseparować się od desantów sowieckich, nie udzielać żadnej pomocy Sowietom po tragicznych doświadczeniach „Burzy” i być w gotowości do opanowania terenu przez AK i administrację Polskiego Państwa Podziemnego  w okresie wycofywania się Armii Czerwonej do Związku Sowieckiego po pobiciu Niemców[14].

Po upadku Powstania Warszawskiego Komenda Głowna Armii Krajowej podjęła próbę nawiązania łączności z Okręgiem Pomorskim i Poznańskim. W Milanówku pod Warszawą rozpoczęto tworzenie Komendy Obszaru Zachodniego pod dowództwem płk. Jana Szczurka-Cergowskiego („Sławbor”). Komendantowi Głównemu AK. Gen. Leopoldowi Okulickiemu Zależało na odtworzeniu struktur konspiracyjnych na ziemiach zachodnich. Chodziło zwłaszcza o sieć wywiadu, o którą zabiegał rząd polski w Londynie. Polskie władze wojskowe zamierzały też wysłać jesienią 1944 r. dwie brytyjskie misje wojskowe: na Śląsk oraz do Okręgów Poznańskiego i Pomorskiego. Zdawano sobie jednak sprawę z trudności występujących na tym terenie. Nawiązanie kontaktów z Toruniem i Bydgoszczą zalecono ekipie z kpt. Kazimierzem Leskim (ps. „Dębor”) na czele[15]. (…) Od jesieni 1944 r. Okręg Pomorski czynił starania w kierunku rozbudowania sieci wywiadu, zwłaszcza przemysłowego i kolejowego, m.in. w Inspektoracie Bydgoskim. Zamierzenia te utrudniały aresztowania, powoływanie miejscowej ludności do prac fortyfikacyjnych oraz przebywające w związku z sytuacją frontową oddziały wojsk niemieckich. Do walk z partyzantką pomorską skierowano tzw. skoszarowane oddziały pościgowe – Jagdkommando. Pomimo tych trudności jesienią 1944 roku przesłano do Komendy Głównej szereg cennych meldunków wywiadowczych.

Wydaje się, że również z rozkazami odwołującymi „Burzę” został wysłany do Gdyni ppor. Joachim Joachimczyk. Jego rola w charakterze fotoreportera wojennego zakończyła się wraz z kapitulacją powstania, po upadku, którego trafił do Stalagu X B w Sandbostel – jenieckiego obozu położonego na bagnistym terenie w okolicach Bremy. Obóz ten „charakteryzował się  wyjątkowo ciężkimi warunkami bytowymi, więźniowie byli trzymani na otwartej przestrzeni i z braku baraków spali w namiotach. Zgodnie z zeznaniami Joachima spisanymi przez Zenona Lubeckiego w 1959 roku przebywało tam około 600 oficerów ze zniszczonej Warszawy.  Z inicjatywy Joachimczyka zrodził się plan ucieczki z obozu. Swój pomysł polegający na ucieczce i poinformowaniu władz Czerwonego Krzyża o losach przetrzymywanych oficerów powstańczych przedstawił komendantowi więzionej grupy płk. Koszewskiemu. Uzyskawszy jego zgodę przystąpił do realizacji zamierzeń. W tym celu kupił od włoskich strażników pilnik, według jednych źródeł za dolary, według innych za papierosy. Początkowo planowano przepiłować ogrodzenie obozu w trakcie mgły, jednakże z uwagi na fakt, ze drugi uciekinier, por. Tomala ( w artykule Krystyny Kolińskiej pod pseudonimem „Truk”), znalazł się na liście przewożonych do innego miejsca, skorygowano wcześniejsze założenia. Joachimczyk zamienił się numerami z innym oficerem i opuścił Stalag X B tym samym transportem”. Według drugiej wersji wydarzeń, zgodnej z zeznaniami z 1959 roku, pierwszy transport ze Stalagu X B do Murnau obejmował 151 oficerów  w randze od kapitana wzwyż i to wtedy z jednym z kapitanów zamienił się numerami i nazwiskiem. Zanim dojechali na miejsce udało mu się przepiłować zabezpieczenie drzwi wagonowych i wraz z Tomalą uciec. Akcję wspierali inni przewożeni, zasłaniając podporucznika lub śpiewając piosenki zagłuszające odgłos piłowania. Udany skok dokonano w pobliżu stacji Ingolstadt w Górnej Bawarii (później okazało się, że pozostali oficerowie rzeczywiście trafili do obozu koncentracyjnego w Murnau). Tomali w czasie skoku nic poważnego się nie stało, Joachim jednak zwichnął nogę, co utrudniało mu dalsza wędrówkę. Przemieszczali się przez tereny Rzeszy bez dokumentów, jednak doskonała znajomość języka, trzymanie się z dala od osiedli ludzkich i umiejętna perswazja pozwoliły im przedostać się do Norymbergii. Kolejnym przystankiem okazał się Wiedeń, gdzie mężczyźni rozstali się. Joachim miał tam nawiązać kontakty z krakowską Armią Krajową, która obiecała mu wyrobienie stosownych dokumentów. Wobec zbyt długiego czasu oczekiwania zdecydował się udać do bombardowanego Berlina. Podczas podróży z Wiednia Joachim zdecydował się na rozpoczęcie poszukiwań swojej żony Marii. Z tego względu podczas swojej tułaczki zatrzymał się na pewien czas na Śląsku, gdzie jego żona ukrywała się u swej rodziny.

Z Berlina pociągiem, przy wsparciu życzliwej konduktorki, Joachimczyk dojechał do Gdyni (zdaniem Jadwigi Popławskiej – żony Joachimczyka – owa Niemka została przekupiona, gdyż Joachimczykowi przewożącemu broń groziło przeszukanie. U siostry na Świętojańskiej zameldował się w grudniu 1944 r[17].

Relacja Joachima Joachimczyka nie brzmi wiarygodnie zwłaszcza odnośnie do celów planowanej ucieczki. Dziwię się, że Zenon Lubecki i inni badacze nie postawili sobie w tym wypadku oczywistych pytań. Co por. Joachim Joachimczyk zrobił w celu realizacji swego rzekomego zadania (poinformowania Czerwonego Krzyża)? Po drugie, w jakim celu ryzykując życiem za wszelką cenę zmierzał w kierunku Gdyni? Przecież relacje Joachima Joachimczyka i innych, pozyskiwane były w czasie gdy o wolności niektórzy wciąż tylko marzyli, gdy zachowanie tajemnicy chroniło nie tylko przed utratą wolności, ale i życia. Wiele wskazuje na to, że celem tej akcji było powstrzymanie realizacji „Burzy” i nadzór nad przechodzeniem do drugiego etapu konspiracji. O różnych aspektach tej działalności wiemy bardzo niewiele i zapewne na zawsze pozostaną już tajemnicą.

Pozostała tylko narracja, którą chciał przekazać i legenda, którą stworzył.

Wiadomość, że do Gdyni po ucieczce z niewoli przedarł się oficer, który brał udział w Powstaniu Warszawskim, wśród starszyzny Tajnego Hufca Harcerzy rozeszła się lotem błyskawicy. W pierwszej chwili instruktorzy odnosili się nieufnie do jego osoby. W dniach powstania przy głośniku radiowym ukrytym w domu Konstańczuka przez całą dobę dyżurowali chłopcy z Drużyny im. Gen. Władysława Sikorskiego, słuchając z zapartym tchem wiadomości z Moskwy i Londynu o losach powstańców (…) Toteż wydawało im się niemożliwe, by człowiek, który widział obraz konającej stolicy, który walczył w murach Warszawy, mógł znaleźć się nagle aż tu, nad morzem. Węszyli prowokację. Ale Pociejko [członek rodziny, mąż siostry Joachima – Ireny] ręczył za niego głową. A i oficer wywiadu, podporucznik Kaczmarek, sobie tylko wiadomymi drogami zdobył informację potwierdzającą, że porucznik Joachim, Kaszuba, uczestnik powstania warszawskiego, uciekł z transportu w drodze do oflagu w Murnau. I oto zaraz, gdy Joachim otrząsnął się z choroby, do mieszkania Pociejki przyszło dwóch młodych ludzi. Pociejko zaprowadził ich do pokoju, w którym ukrywał się powstaniec.

– Przyszliśmy – zaczął Śmierzchalski – prosić was, poruczniku, o objęcie wojskowej komendy nad Tajnym Hufcem Harcerzy w Gdyni…[18]

 Starszyzna Tajnego Hufca Harcerzy zebrała się, jak zwykle, na odprawę w mieszkaniu przy Gartenstrasse 4a w komplecie. Był więc gospodarz – Twarde Serce, Morawski Orzeł, drużynowi: Przebiegły Ryś, Wielka Ręka (Stefan Nicki), Cicha Woda, Drapieżny Ryś (Jerzy Nowak), Waligóra i Pstrąg (Robert Dyduch).

Joachim po raz pierwszy uczestniczył w tego rodzaju odprawie, która w miarę jak przedłużała się dyskusja, była coraz bardziej napięta. Wszyscy drużynowi mieli już dość konspiracji, chcieli wypowiedzieć jawną walkę okupantowi.

– Moi chłopcy – mówił podniecony Drapieżny Ryś – są gotowi w każdej chwili wyjść na ulicę, stawiać barykady…

– Za nami pójdzie cała polska ludność Gdyni – dorzucił Przebiegły Ryś. – Jesteśmy w stanie wypędzić okupanta z miasta.

– Mamy przecież słowo porucznika Andreasa. Włosi przystąpią do powstania i dadzą nam do dyspozycji cały magazyn broni – przekonywał „Pstrąg”.

Wydawało się, że lada chwila wzburzeni chłopcy wybiegną z ciasnego pokoju na miasto, skrzykną ze wszystkich dzielnic swoich ludzi i uderzą na Niemca. Nawet hufcowym – Twardemu Sercu i Morskiemu Orłowi udzielał się entuzjazm chłopców. Jedynie Joachim zachował spokój. Patrzał w milczeniu na rozognione twarze, na błyszczący, żądny czynów wzrok. Jak dobrze ich rozumiał. W Warszawie rówieśnicy tych chłopców rzucali się z butelkami benzyny na czołgi. Pamięta przecież ciała kilkunastoletnich harcerek i harcerzy rozciągnięte na ulicach i na barykadach. Do dzisiaj ma w oczach walące się w gruzy, umierające miasto.

  Gdy zabrał głos, w pokoju zrobiło się nagle cicho.

– Chcecie więc wyzwolić Gdynię, zanim wkroczą tu wojska radzieckie? – spytał. [słowo radzieckie jest tu dyskusyjne?]

– Tak! – zawołal Waligora. – Należy przystąpić do otwartej walki, gdy tylko ruszy wschodni front. Dlaczego za nasze wyzwolenie żołnierze radzieccy mają płacić swoją krwią? [Mało prawdopodobny dialog]

– Więc walka przez zbrojne powstanie? – Porucznik spojrzał pytająco na zapalczywego chłopca.

  Waligóra powtórzył dobitnie: – Tak jest! Walka przez zbrojne powstanie.

Front wschodni stał daleko od Gdyni. Rozciągał się wzdłuż Wisły. Na północy w rękach armii niemieckiej były Prusy Wschodnie. Niemcy fortyfikowali przedpola Gdyni i Gdańska. Nawet przy najbardziej sprzyjających warunkach powstanie zbrojne garstki zapaleńców z góry skazane było na niepowodzenie. Joachim – oficer, który miał już za sobą jakże tragiczne w skutkach doświadczenie przedwczesnego przystąpienia do nieprzemyślanej walki w Warszawie, nie mógł zgodzić się z tą piękną i romantyczną wprawdzie, lecz beznadziejną inicjatywa.

– Nie druhowie! – powiedział zdecydowanie, ostro, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – W żadnym wypadku nie możemy dopuścić do jeszcze jednej tragedii. Nie mamy prawa szafować ludzkim życiem, ani istnieniem miasta…

  W oczach chłopców odczytał zawód. Oczekiwał tego. Oni sądzili, że on, ich legendarny, wymarzony bohater z Warszawy, przyklaśnie tej propozycji, poprowadzi do boju, a tymczasem okazał się pospolitym, szarym człowiekiem.

– Ale – ciągnął dalej – mam inny plan. Jest to znacznie odpowiedniejsze i bardziej niebezpieczne zadanie niż wywołanie powstania. Od was, chłopcy, zależy, by ocalała Gdynia. Osiągnął wymarzony cel. Wzbudził wśród słuchaczy zainteresowanie.

– Mówiąc krótko – ciągnął – chodzi o opracowanie planów fortyfikacji miasta i przerzucenie ich przez front, z zadaniem dostarczenia tych planów dowództwu wojsk radzieckich. (…) Akcji nadano kryptonim „B – 2”[19].

To literacka opowieść, legenda. Znamy również pewne fakty. Kryptonim „Akcji B-2” nadał ppor. Stanisław Kaczmarek. Oznaczał on: Bolszewikom pierwszy i drugi plan umocnień hitlerowskiej twierdzy – pierścień Gdyni („Festungrind Gotenhafen”) od Kolibek aż po północny skraj Kępy Oksywskiej z rozmieszczeniem sił ogniowych i jednostek Krigsmarine, Wermachtu, SS i policji[20].

Sztab akcji „B-2” tworzyli: Joachimczyk „Joachim”, Kaczmarek „2-186”, Edmund Śmierzchalski „Morski Orzeł” oraz Józef Wawrzyńczyk „Twarde Serce”. Duszą i kierownikiem całej roboty był „Joachim”. Teren wokół Gdyni wraz z przedmieściami został podzielony pomiędzy drużyny i zastępy. Dowódcy plutonów, Śmierzchalski i Wawrzyńczyk, koordynowali prace zespołów. Narady sztabu ubezpieczała drużyna Zygmunta Tanasia.

Do zbierania i opracowania materiałów przystąpiono w listopadzie 1944 r. Sedno całego zagadnienia polegało na tym, ażeby wszystkie prace zakończyć i dokumenty przekazać Armii Radzieckiej przed rozpoczęciem natarcia na rejon Gdyni.

Sztab mieścił się w mieszkaniu Wawrzyńczyka przy ul.  Śląskej 4a.  Improwizowaną pracownię kartograficznąumieszczono w suterynie baraku przy A. Hitlerstrasse 137 (obecnie Alej Zwycięstwa)[21].

Zastępowy Jan Górecki „Młoda Mewa”, który zawodowo pracował w niemieckim Katasteramcie, miał dostęp do powielarni oraz do składów map. Wykradł z biura po kilka egzemplarzy map sztabowych (1:10 000) Gdyni i okolicy. Przez 14 dni kreślił plany w domu rodziców (korzystając ze zwolnienia lekarskiego), a następnie uciekł z pracy, wraz z drugą starszą osobą z wyżej wymienionej pracowni[22].

Pracownia kartograficzna pod podłogą warsztatu rymarskiego przy Adolf Hitlerstrasse jest czynna dniem i nocą, dwadzieścia cztery godziny bez przerwy. [Na wszelki wypadek z pracowni zrobiono podziemny wykop z wyjściem poza obrębem domu, do pracowni doprowadzono światło elektryczne, Rekowski (rymarz) zniósł do pracowni duży stół ze strychu[23].] „Młoda Mewa” od chwili gdy zdobył potrzebne mu mapy, nie meldował się więcej do pracy w Katasteramcie. Dostarczył tam od znajomego lekarza świadectwo choroby. Teraz ślęczy nad sztabówkami przy słabym świetle żarówki i nanosi różnymi kolorami tuszu umowne znaki.  Czerwone kółka oznaczają artylerię, zarys czołgu  – oddziały pancerne, krzyżyki – gniazda karabinów maszynowych. Dyżuruje na zmianę z Pociejką. Drzwi do baraku otwierają się co chwila, chociaż od kilku dni na tych właśnie drzwiach wisi kartka, która każdemu z osobna głosi, że „z powodu choroby majstra warsztat jest nieczynny”. Do wnętrza wchodzą coraz to inni młodzi ludzie, którzy dopiero tu po raz pierwszy dowiadują się, że przez tyle lat byli w tej samej organizacji. Oddają karteczki jednemu z dyżurujących drużynowych. W końcu stycznia 1945 roku zastępowy Młoda Mewa pracownik kartograficzny akcji „B-2”, zameldował dowódcy wojskowemu Tajnego Hufca Harcerzy, porucznikowi Joachimowi:

– Całą fortyfikacja nieprzyjaciela została naniesiona na mapy![24].

Niezależnie od nadzoru „Morskiego Oka” i „Twardego Serca” meldunki były sprawdzane przez Joachimczyka i Kaczmarka. Zauważone zmiany w terenie, nowe prace fortyfikacyjne, względnie nowa dyslokacja broni i oddziałów były natychmiast uwzględniane jako korekty w mapach. „Joachim” sprawował ogólne kierownictwo akcji oraz ustalał znaki topograficzne zarówno dla grup operujących w terenie, jak i dla zespołu „Młodej Mewy”[25].

Joachim Joachimczyk prowadził też szkolenia harcerzy w terenie: sygnalizacja, łączność, zasady ubezpieczenia akcji, zasady działania patrolu uzbrojonego[26]. Z późniejszych relacji możemy domyślić się, że celem tych zajęć było rozpoznanie środowiska i przygotowanie młodych ludzi na nadchodzące wydarzenia. Część harcerzy strzegła bezpieczeństwa drewnianego baraku przy Hitler Strasse- ulicy Świętojańskiej[27].

W Akcji „B-2” uczestniczyli: Marian Adamczak, Roman Budyn, Edmund Cichański, Robert Dyduch, Mieczysław Fiszer, Jan Górecki, Jan Grzesiak, Kazimierz Grzesiak, Edmund Idczak, Joachim Joachimczyk, Stanislaw Kaczmarek, Leszek Kostencki, Czeslaw Kurpiewski, Tadeusz Lamenta, Benedykt Langowski, Tadeusz Marciniak, Irena Maśkiewicz, Stefan Nicki, Henryk Nowacki, Jerzy Nowak, Zdzisław Nowak, Zofia Nowak, Hilary Nowakowski, Mieczysława Olszakówna, Michał Pachota, Bogdan Pawłowski, Zygmunt Pawłowski, Zygmunt Plata-Przechlewski, Jan Pociejko, Felicja Reglińska, Yrszula Reglińska, Józef Rzeźniczak, Marian Sołtysik, Józef Szczepański, Bolesław Szymański, Alfons Śmierzchalski, Alfred Śmierzchalski, Edmund Śmierzchalski, Leszek Śmierzchalski, Jerzy Tanaś, Zygmunt Tanaś, Jan Walkusz, Felicja Walkusz, Józef Wawrzyńczyk, Stanisław Zakrzewski i inni o nieznanych nazwiskach[28]. Razem w akcji „B-2” wzięło udział bezpośrednio 46 chłopców i dziewcząt[29].

Plany umocnień niemieckich w Gdyni sporządzono w trzech egzemplarzach, z zamiarem dostarczenia ich do sztabu radzieckiego trzema drogami. Z początkiem lutego Rada Hufca postanowiła wyznaczyć trzy grupy bojowe do przerzucenia cennych dokumentów przez front. W naradzie uczestniczyła łączniczka Mieczysława Olszakówna „Przelotny Ptak”, która zgłosiła się do przeniesienia jednego kompletu map przez linię frontu. Joachim z początku obawiał się narażać młodą dziewczynę na takie niebezpieczeństwo, ale Olszakówna twardo obstawała, ze jest tak samo żołnierzem jak inni chłopcy – a plany albo dostarczę albo zginę – zakończyła. Widząc taki upór młodej dziewczyny Joachim wyraził zgodę. Wniosek łączniczki został przyjęty, z tym że wybrano łatwiejszą drogę dostawy.  Plany z naniesionymi stanowiskami były wszyte w dno plecaka jaki zabrała łączniczka. Trzy plecaki z podwójnym dnem do przeniesienia dokumentów wykonał mistrz rymarski Leon Rekowski, mąż jednaj z sióstr Joachima Joachimczyka, Jadwigi. Zadanie jej polegać miało jedynie na tym aby dotrzeć do Brus pod Chojnicami, gdzie mieszkała matka Joachima i tam przeczekać aż front przyjdzie.  Postanowiła jednak dojechać do Kościerzyny pociągiem a dalszą drogę odbyć pieszo. Do Kościerzyny pociąg doszedł z kilkugodzinnym opóźnieniem. [Przenocowała w Kościerzynie pod wskazanym adresem.] Tu już pachniało frontem. Przed dworcem stały niemieckie czołgi. Postanowiła zaryzykować. Mówiła dobrze po niemiecku, była też ubrana tak jak chodzą na co dzień Niemki. Zbliżyła się do młodego lejtnanta, dowódcy czołgów z prośbą, że oto jedzie teraz do ciężko chorej matki i nie wie jak się dostać do Chojnic. Oficer popatrzył na ładną, miłą dziewczynę i uśmiechnął się. „A jeździła Fraulein kiedy na czołgu, bo my właśnie jedziemy do Chojnic”. Dziewczynie oczy zaśmiały się i żwawo przytaknęła a potem, z pomocą lejtnanta, wdrapała się na czołg. Do Chojnic nie dojechali – już w okolicy Brus drogę zasypały im nagle pociski artyleryjskie. Z pomocą porucznika wyskoczyła z czołgu. Teraz tylko przeczekać bo już jest w Brusach. Ukrywając się za załomami rozbitych murów dotarła do matki Joachima. Tu wszyscy ukrywali się w piwnicy, lada chwila spodziewali się Rosjan. Niedługo potem ponowna nawała ogniowa czołgów radzieckich przesunęła linię frontu. Kilka dni później Rosjanie rzeczywiście wkroczyli do Brus.

Od przebiegających żołnierzy radzieckich dowiedziała się gdzie jest dowództwo i oświadczyła, że ma ważne plany, które może dostarczyć tylko do dowództwa. Początkowo jej nie dowierzano i żołnierze przekomarzali się z przystojną dziewczyną. Ale znalazł się jakiś oficer, który uwierzył. Łazikiem podwieziono ją do domu, w którym był sztab. Kiedy wypakowała z plecaka i rozłożyła na stole plany oficerowie nie chcieli uwierzyć. Sztab II Frontu Białoruskiego przyjął łączniczkę grzecznie, ale bez wylewnej serdeczności. Obawiano się podstępu. Ale kiedy Szef Sztabu dokładnie przejrzał rozłożone plany i porównał je ze zdjęciami z lotniczego rozpoznania oczy mu się zaświeciły. Ze względu na tajemnicę i przepisy bezpieczeństwa zatrzymano łączniczkę na prawach jeńca, a plany szybkim gońcem powędrowały do naczelnego dowództwa. W sztabie wojsk radzieckich w Bydgoszczy w obecności wyższych oficerów generał złożył podziękowanie łączniczce „Przelotny Ptak” – Mieczysławie Olszakównie, za przekazane dokumenty, potwierdzając ich znaczącą wartość wojskową[30].

Plany do rosyjskiego sztabu dostarczyła również druga grupa THH w składzie – Joachim Joachimczyk i członkowie – Stanisław Kaczmarek, Jan Pociejko, Józef Wawrzyńczuk, Jan Walkusz[31] oraz trzecia grupa – łączniczki Irena Maskiewicz i Felicja Walkuszówna, które przeniosły ostatnią, uaktualnioną wersje planów zabandażowane na plecach już przez linię bliższego frontu. I te plany dotarły do sztabu radzieckiego, który rezydował wówczas już tylko kilkadziesiąt kilometrów od Gdyni[32]. Białe skafandry na wyprawę z pościelowego płótna uszyła i „bandażowała” ich płachtami planów chorążyna Wawrzyńczykowa – matka Józefa[33].

Podczas gdy Joachimczyk, Kaczmarek i Wawrzyńczyk z resztą patrolu wyruszyli w kierunku linii frontowej (…) reszta członków THH w Gdyni kontynuowała działalność według poleceń „Morskiego Orła”. Dwukrotnie przeprowadzono alarmy. Grupowano broń i harcerzy, przygotowując ochronę ludności polskiej w czasie wyzwalania. W pierwszej połowie marca 1945 r. było w „Festung Gotenhafen” ok. 50 członków THH[34].

Z powodu dużego zamieszania panującego w administracji niemieckiej, w ciągu pierwszego kwartału 1945 r. na terenie Gdyni szukało schronienia wielu więźniów-uciekinierów z ewakuowanych obozów koncentracyjnych, zwłaszcza ze Stutthofu. W ramach akcji „D” harcerze zaopatrywali ich w fałszywe dokumenty, udzielali bezpośrednio pomocy sanitarnej bądź kierowali do niech lekarzy znanych z patriotyzmu (np. dr Augustyn Dolatkowski), udzielali schronienia i pomocy materialnej w postaci żywności i odzieży, przydzielali broń krotką do samoobrony[35]. W wydrążonym w ziemi ogródka bunkrze ukryto pięciu uciekinierów z obozu w Stutthofie[36]. Tym pomocy udzielali również Rekowscy.

W tym czasie, gdy wszystkie drużyny i zastępy THH intensywnie pracowały nad realizacją akcji „B-2”, w Gdyni bez przerwy odbywała się ewakuacja rodzin niemieckich i władz. Oczywiście pierwszeństwo na statkach miały rodziny dygnitarzy SS i SA. Wszystkie ważniejsze gmachy na terenie portu i w mieście zostały podminowane, a zapalniki połączone przewodami elektrycznymi. Drzewa rosnące wzdłuż ulic i szos prowadzących do Gdyni ponadcinano, a w nacięciach założono miny również o zapalnikach elektrycznych. Specjalne grupy minerów niemieckich miały za zadanie włączyć prąd w chwili wkroczenia do Gdyni żołnierzy radzieckich. Drogi zatarasowane drzewami i wybuchy min miały utrudnić opanowanie miasta. Sztab THH postanowił użyć wszelkich możliwych sposobów, ażeby unicestwić zamiary wroga. Do wykonania tego zadania przystąpiono już w grudniu 1944 r. (…) Pod koniec grudnia zastępowy Jerzy Nowak „Drapieżny Ryś” wraz ze swoim zastępem (Michal Pachota „Lwia Szczęka”, Tadeusz Lamenta „Morski Lew” i Zygmunt Grzesiak „Barczysty Lew”) otrzymał od dowódcy plutonu rozkaz odcięcia kilkunastu ładunków trotylu od pni przydrożnych i dostarczenia materiałów wybuchowych do Komendy THH. Chłopcy z drużyny „Cichej Wody” przywieźli pewnego wieczoru do niego przeszło 30 min (kostki z trotylem o elektronicznych zapalnikach zakładane na drzewa w Gdyni), harcerze na tę wyprawę przebrali się za wozaków-węglarzy. Jadąc na wozie załadowanym węglem zatrzymywali się przy drzewach i ściągali miny[37].

Zadanie zostało wykonane. Niemcy, orientując się, że jakieś nieuchwytne grupy ruchu oporu psują im nieustannie ich podstępne przygotowania, zmienili Landstrum na Wermacht, na miesiąc zaś przed walkami o Gdynię, zaminowanych punktów pilnowali SS-mani i własowcy.

W ratowaniu miasta dodatkowo pomogła akcja „AA” („Alarm Alarm”), w której wzięły udział zastępy Bolesława Szymańskiego, Jerzego Nowaka i Roberta Dyducha oraz grupa ludzi związana ze Śmierzchalskim[38].

28 marca 1945 roku na przedmieścia Gdyni wdarły się polskie i radzieckie czołgi. W czasie walk o Gdynię Robert Dyduch, chcąc pomścić na hitlerowcach śmierć brata Alfreda, poprowadził czołówkę radziecką i jadąc pierwszym „gazikiem” wskazał kierunek natarcia na oddziały niemieckie broniące Obłuża. Bracia Hartlowie prowadzili patrole radzieckie na koszary SS przy ul. Tatrzańskiej i Leśnej, na zamaskowane bunkry przy ul. Słupeckiej i Karpackiej, artylerię na wzgórzach, na wiadukt, dworzec, halę targową i koszary Wehrmachtu przy ul. 10 lutego 24[39].

Dzięki wywiadowczej akcji „B2”, podczas której gdyńscy harcerze opracowali mapę niemieckich umocnień i punktów ogniowych, a potem przekazali ją dowództwu nacierających wojsk radzieckich; dzięki szybkiej ofensywie (…) miasto ocalało. Zbombardowanych lub spalonych zostało kilkanaście budynków w centrum, w tym reprezentacyjny Cafe Bałtyk i poczta, oraz drugie tyle na obrzeżach, uszkodzona była elektrownia i linie przesyłowe, zniszczone hale targowe, wiadukty, sieć trolejbusowa. Ulice zasłane były gruzem i złomem, okna wielu domów bez szyb, na skwerach mogiły żołnierzy poległych w czasie walk[40]. Oczywiście warto podkreślić również i to, że inaczej niż w przypadku Gdańska dowództwu wojsk rosyjskich nie zależało na zniszczeniu Gdyni. Nie była ona też przeznaczona przez Niemców na rodzaj twierdzy.

Rosjanie wkraczając na Pomorze dysponowali informacjami o pomorskiej konspiracji, które uzyskali wcześniej drogą radiową od sowieckich, czy sowiecko-polskich grup dywersyjno-zwiadowczych, działających na Pomorzu od 1944 r. i mających kontakty z pomorską partyzantką. Wzbogacone one zostały przez NKWD dodatkowymi informacjami, udzielonymi przez członków tych grup bezpośrednio po przejściu linii frontu. W pierwszej kolejności dokonywano oczyszczenia zaplecza frontu przy pomocy wojsk Ochrony Tyłów NKWD II Frontu Białoruskiego. Rozpoczęły również działanie radzieckie komendantury wojskowe, których zadaniem było m.in. zapewnienie możliwości funkcjonowania komunistycznych prosowieckich władz polskich oraz likwidacja różnych struktur opozycyjnych. Przeprowadzono masowe aresztowania wśród ludności niemieckiej i polskiej, szczególnie osób wpisanych na niemiecką listę narodowościową. Na zapleczu II FB do 28 marca 1945 r. zatrzymano 68,4 tys. osób, w tym 42 tys. Niemców i 18,2 tys. Polaków. Aresztowanych wówczas w większości deportowano i umieszczono w różnych obozach zlokalizowanych w głębi ZSRR. Jak wynika z dokonanych stosunkowo niedawno ustaleń i akt radzieckich, z Pomorza wywieziono co najmniej 231 osób związanych z pomorska konspiracją, a co najmniej sześciu osobom udało się zbiec w czasie transportu. Wydaje się, ze liczba ta jest zbyt niska i przypuszczalnie wśród deportowanych znaleźli się także inni członkowie pomorskiej konspiracji, którzy nie ujawnili swej konspiracyjnej działalności[41].

Po zlikwidowaniu okupacji hitlerowskiej na Pomorzu część oficerów i żołnierzy  Obszaru Zachodniego (Poznańsko-Pomorskiego) podjęła pracę nad demobilizacją, część natomiast przystąpiła do dalszych działań niepodległościowych. Rozpoczęto tworzenie organizacji „Niepodległość” („Nie”). Jeszcze 5 stycznia 1945 roku Komendant Okręgu Pomorskiego ppłk J. Pałubicki wydał rozkaz przygotowujący szeregi Armii Krajowej do nowych zadań.

W kwietniu 1945 roku ppłk Pałubicki i ppłk Chyliński podjęli decyzję o utrzymaniu wydzielonych ogniw sztabowych w dalszej konspiracji. Do momentu zajęcia Gdańska przez Rosjan (30 marca 1945 r. ) głównym ośrodkiem działalności była Bydgoszcz, później skierowano się w kierunku północnym – właśnie do Gdańska. Było to zgodne z zaleceniem Komendy Obszaru Zachodniego.  Oprócz pionu wojskowego – Armii Krajowej w konspiracji pozostały także cywilne władze Polskiego Państwa Podziemnego: Delegatura Rządu RP na Kraj wraz z Okręgowymi Delegatami., w tym i pomorską (…)[42]

Ostatecznie na Pomorzu utworzono dwa Okręgi Delegatury Sil Zbrojnych: Pomorski (Bydgoski) oznaczony kryptonimem „Chrom” funkcjonujący od wiosny 1945 r. i Morski (Gdański) oznaczony kryptonimem „Świat”, działający od 9 czerwca 1945 r. Okręgi te wraz ze szczecińskim i olsztyńskim wchodziły w skład Obszaru Zachodniego DSZ. Komendantem Okręgu Morskiego został ppłk J. Pałubicki. W Okręgu tym najprężniejszą siatkę zorganizowano w Gdańsku, Sopocie, gdzie mieścił się punk kontaktowy Morskiej Delegatury z centralą i w Gdyni oraz w Tczewie. (…) Początkowo Szefem Sztabu Okręgu Pomorskiego był Chyliński, który od 10 czerwca 1945 r. pełnił funkcje Komendanta. (…) W działalności pomorskiej Delegatury Sił Zbrojnych na pierwszy plan wysunięto działalność propagandową i wywiadowczą. Kontynuowano też likwidację oddziałów Armii Krajowej. (…)

O aktywności podziemia zbrojnego i politycznego w Gdyni brak informacji. Jakąś organizację konspiracyjną współtworzył  Zygmunt Tanaś, ale jej ranga i zakres działalności były właściwie symboliczne. Sieć wywiadu, żołnierze AK pozostali w ukryciu.

Okres istnienia WiN na Pomorzu zasadniczo zakończył się w kwietniu-maju 1946 r., kiedy to doszło do aresztowania jej kierownictwa. Członkowie tej organizacji otrzymali wieloletnie wyroki więzienia.

Po wojnie Joachim Joachimczyk skończył studia ekonomiczne i pedagogiczne. Później z jego inicjatywy powstało w Gdyni Technikum Tworzyw Sztucznych, którego został dyrektorem[43].  Był aktywnym działaczem społecznym. W ramach ZNP zainicjował m.in. powstanie Spółdzielni Mieszkaniowej.

Nieliczne zdjęcia sygnowane pseudonimem „Joachim” krążyły przez lata po różnych wydawnictwach. W 1979 r. autora zdjęć rozszyfrował prof. Władysław Jewsiewicki – jeden z najwybitniejszych polskich filmoznawców XX wieku, a w 1981 r. światło dzienne ujrzało 500 zdjęć wykonanych przez Joachimczyka w czasie Powstania Warszawskiego.

  W latach 1957-1967 [Zygmunt Tanaś] pracował z por. [podpor] Joachimem Joachimczykiem społecznie w ZBOWID w Gdyni oddelegowany tam przez hm. H. Szymańskiego do reprezentowania THH-AK. Zabiegał między innymi o upamiętnienie poległych i zamęczonych harcerzy Gdyni[44].

Joachim Joachimczyk zmarł w wyniku zawału serca 4 maja 1981 roku. Do jego śmierci doszło w mieszkaniu jego siostry w Sopocie.

   

[1] Faktyczny stopień wojskowy Joachima Joachimczyka też wymaga wyjaśnienia. Podobnie i Stanisława Kaczmarka. Wiele wskazuje na to, że Joachim miał stopień porucznika.

[2] Oświadczenie o ujawnieniu przynależności do AK, placówka w Gdyni, dot. Jan Pociejko, imię ojca: Piotr, ur. 4-12-1913 r. Sygnatura IPN Gd 00118/159.

[3] B. Chrzanowski, Pomorze w planach powstańczych Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i Komendy Okręgu Pomorskiego AK, [w:] B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk 2005, s. 186.

[4] B. Chrzanowski, Pomorze w planach powstańczych Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i Komendy Okręgu Pomorskiego AK, [w:] B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk 2005, s. 187.

[5] B. Chrzanowski, Pomorze w planach powstańczych Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i Komendy Okręgu Pomorskiego AK, [w:] B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk 2005, s. 188-189; por. też: T. Jaszowski, „Jedliny” – Oddział Ochrony Sztabu Okręgu Pomorskiego AK, „Kronika Bydgoska”, t. 12, 1990, s. 181-192.

[6] B. Chrzanowski, Pomorze w planach powstańczych Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i Komendy Okręgu Pomorskiego AK, [w:] B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk 2005, s. 189-190. B. Chrzanowski opisując wydarzenia miesza chronologię. Rok 1942, a wiec przed „Burzą”.

[7] B. Chrzanowski, Pomorze w planach powstańczych Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i Komendy Okręgu Pomorskiego AK, [w:] B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk 2005, s. 191-192.

[8] Por.: A. C. Napora, Narodowe Siły Zbrojne w walce …, s. 599.

[9] Komendant Obszaru Warszawskiego do gen Kukiela: Zarzuty pod adresem dowództwa A. K., Depesza szyfr. Nr 189, [w:] Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. V (Październik 1944 – lipiec 1945, Londyn 1981, s. 43.

[10] Dowodca AK gen. Okulicki do Centrali: Ocena sytuacji i plan działania, [w:] Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945, t. V (Październik 1944 – lipiec 1945, Londyn 1981s. 43-44.

[11]   Por.: A. C. Napora, Czesław, Narodowe Siły Zbrojne w walce …, s. 598-599.

[12]  Jest tu mowa o „rozkazach uzupełniających” i sprawa byłaby prosta, gdyby istniała niezakłócona łączność pomiędzy Warszawą a Pomorzem. Nie jest wykluczone, że jakieś informacje o „planach Burzy” mogły jednak dotrzeć na Pomorze, ale w zachowanych dokumentach nic nie ma na ten temat. [B. Chrzanowski, Pomorze w planach powstańczych Komendy Głównej Związku Walki Zbrojnej-Armii Krajowej i Komendy Okręgu Pomorskiego AK, [w:] B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska podziemna na Pomorzu w latach 1939-1945, Gdańsk 2005, s. 193.]

[13]   B. Chrzanowski, Polska konspiracja niepodległościowa na Pomorzu w latach 1939-1947…, s. 293-294.

[14]  Komorowski K., Armia Krajowa na Pomorzu, [w:] Armia Krajowa. Rozwój organizacyjny, Warszawa 1997, s. 375.

[15]  B. Chrzanowski, Polska konspiracja niepodległościowa na Pomorzu w latach 1939-1947…, s. 293.

[16] Komorowski K., Armia Krajowa na Pomorzu, [w:] Armia Krajowa. Rozwój organizacyjny, Warszawa 1997, s. 375.

[17] Karolina Joachimczyk, Historie rodzinne: Dzieje rodziny Joachimczyków, Joachim Joachimczyk, [w:] Krzysztof Tyborski, Karolina Joachimczyk, Andrzej Szutowicz, Konarzyny. Ciernist oblicze wojny, Gdynia 2019, s. 386-391; por też:  Zygmunt Tanaś, O historyczną prawdę,  s. 5, [w:] Gdynia THH AK, Tanaś Zygmint, ps. „Przebiegły lis” M: 42/651 POM, oprac. H. Marc. X 1995, uzupełń. 07. 1999, K. 148; Pewińska Gabriela, Joachim i jego tysiąc zdjęć. Rozmowa z Andrzejem Ciecierskim, „Dziennik Bałtycki” 17.02.2020, s. 23-24; S. Skrobiszewski, „Ryczący Bawół” i „Przelotny Ptak” dobrze zasłużyli się Gdyni, „Drużyna” 1959, nr 17-18 (160-161), s. 37; Por.: L. Lubecki, Harcerze Wybrzeża w walce…, s. 101; Wyrok w sprawie Edmunda Welza, Nr akt spec. 232/46 Gdańsk; „Gazeta Morska” z 27 V 1946, nr 145/302; „dziennik Bałtycki” nr 273 z 3 X 46, nr 275 z 5 X 46, nr 71 z 25 III 57 i nr 75 z 28 II 1960.

[18]  Bolduan M., Podgóreczny M., Bez mundurów, Gdynia 1966, s. 119.

[19]    Bolduan M., Podgóreczny M., Bez mundurów, Gdynia 1966, s. 120-121.

[20]    Gdynia THH AK, Tanaś Zygmint, ps. „Przebiegły lis” M: 42/651 POM, oprac. H. Marc. X 1995, uzupełń. 07. 1999. K??? s. ??

[21]  Szare Szeregi. Harcerze 1939-1945, pod red. Jerzego Jabrzemskiego, t. II, Materiały-Relacje, Warszawa 1988, s. 181.

[22]  Szare Szeregi. Harcerze 1939-1945, pod red. Jerzego Jabrzemskiego, t. II, Materiały-Relacje, Warszawa 1988, s. 181.

[23]   K. Kolińska, „Joachim” i Tajny Hufiec, „Stolica” 1978, nr 37 (1603), s. 7.

[24]    Bolduan M., Podgóreczny M., Bez mundurów, Gdynia 1966, s. 128-129.

[25]   Szare Szeregi. Harcerze 1939-1945, pod red. Jerzego Jabrzemskiego, t. II, Materiały-Relacje, Warszawa 1988, s. 181-182.

[26]  S. Skrobiszewski, „Ryczący Bawół” i „Przelotny Ptak” dobrze zasłużyli się Gdyni, „Drużyna” 1959, nr 17-18 (160-161), s. 38.

[27]   S. Skrobiszewski, „Ryczący Bawół” i „Przelotny Ptak” dobrze zasłużyli się Gdyni, „Drużyna” 1959, nr 17-18 (160-161), s. 38.

[28]   Bolduan M., Podgóreczny M., Bez mundurów, Gdynia 1966, s. 172; por. też: E. Obertyński, Walcząca Gdynia 1939-45, Gdynia 2002, s. 67.

[29]    K. Kolińska, „Joachim” i Tajny Hufiec, „Stolica” 1978, nr 37 (1603), s. 7.

[30]   Wiktor Miklewski (A. Milewski), Tajemnice harcerskiego tornistra, „Oblicze Tygodnia” nr 367 (417), Londyn 9.04.1966.

[31]     K. Kolińska, „Joachim” i Tajny Hufiec, „Stolica” 1978, nr 37 (1603), s. 7.

[32]  Wiktor Miklewski (A. Milewski), Tajemnice harcerskiego tornistra, „Oblicze Tygodnia” nr 367 (417), Londyn 9.04.1966.

[33]   K. Kolińska, „Joachim” i Tajny Hufiec, „Stolica” 1978, nr 37 (1603), s. 7.

[34]  Leon Lubecki, Zygmunt Tanaś, Tajny Hufiec Harcerzy i Akcja „B-2” [w:] Szare Szeregi. Harcerze 1939-1945, pod red. Jerzego Jabrzemskiego, Warszawa 1988, s. 184-185.

[35]  Leon Lubecki, Zygmunt Tanaś, Tajny Hufiec Harcerzy i Akcja „B-2” [w:] Szare Szeregi. Harcerze 1939-1945, pod red. Jerzego Jabrzemskiego, Warszawa 1988, s. 185.

[36]    K. Kolińska, „Joachim” i Tajny Hufiec, „Stolica” 1978, nr 37 (1603), s. 7.

[37]     K. Kotlińska, „Joachim” i Tajny Hufiec, „Stolica” 1978, nr 37 (1603), s. 6.

[38]    Por.: Zygmunt Tanaś, 4 VIII 1961, s. 13, [w:] Gdynia THH AK, Tanaś Zygmint, ps. „Przebiegły lis” M: 42/651 POM, oprac. H. Marc. X 1995, uzupełń. 07. 1999, K. 172.

[39]  Leon Lubecki, Zygmunt Tanaś, Tajny Hufiec Harcerzy i Akcja „B-2” [w:] Szare Szeregi. Harcerze 1939-1945, pod red. Jerzego Jabrzemskiego, Warszawa 1988, s. 186.

[40]  Korzenie Gdyni. Materiały z konferencji historycznej 3 marca 2003 r., część II, Gdynia 2003, s. 20.

[41]   B. Chrzanowski, A. Gąsiorowski, K. Steyer, Polska Podziemna…, s. 580-581.

[42]   Polskie Państwo Podziemne na Pomorzu 1939-1945, pod red. Grzegorza Gorskiego, Toruń 1999, s. 132.

[43]  Piotr Cieślawski, Życiorys pisany walką i pracą – Joachim Joachimczyk, [w:] Czuwaj Gdynio. Wspomnienia gdyńskich harcerek i harcerzy 1928-2011, Gdynia 2011, s. 156.

[44]   Biogram okupacyjny: Tanaś Zygmunt – ur. 2.05.1927 w Gdyni, zgodnie z relacją Zygmunta Tanasia sporządził jego syn Maciej Tanaś, [w:] Gdynia THH AK, Tanaś Zygmint, ps. „Przebiegły lis” M: 42/651 POM, oprac. H. Marc. X 1995, uzupełń. 07. 1999, K. 12, toż: K. 86, s. 3.

Obraz wyróżniający: Autorstwa Bundesarchiv, Bild 183-J28907 / Steinmetz / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5434502