Empatia (Z cyklu: Alfabet artysty) / Marek Weiss Grzesiński

0
376

Jestem Centrum mojego świata. Myślę więc jestem. Czuję więc jestem. Boję się więc jestem. Nikt mnie w tym nie wyręczy. Na nikogo nie mogę zrzucić mojego JA bo to już będziesz wtedy Ty albo On/Ona/Oni. Ale co mi z tego że jestem Centrum, skoro bez otaczającego świata moje JA nie ma sensu, ani szans przetrwania. Robinson musiał mieć swojego Piętaszka, żeby opowieść o nim miała ludzki wymiar i mogła zainteresować innych. Tom Hanks we współczesnej filmowej wersji Robinsona musiał zrobić z piłki przyjaciela Wilsona, z którym mógł rozmawiać, popłynąć tratwą, płakać z bólu po jego utracie. Bez tego nie warto tracić czasu na oglądanie takiego filmu. Żeby było jakieś Centrum, musi z definicji istnieć także otaczający świat. To oczywiste. Ale nie byle jaki świat. Musimy w nim znaleźć punkt odniesienia dla zrozumienia istoty naszej odrębności. Bez tego będziemy tylko jak kamień Szymborskiej, który nie ma drzwi. Takim punktem odniesienia musi być żywe stworzenie. Najlepiej człowiek. Temu, kto ma rodzinę, jest łatwiej, bo są przeważnie blisko. Ale więzi rodzinne nie wystarczą do pełnego odczucia cudownej emocji, jaką jest Empatia. Nie wnikając w naukowe jej definicje i gruntowne badania zjawisk mózgowych Barona-Cohena, spróbujmy poczuć, jak zbawienny wpływ na naszą jaźń ma chwila współczucia z innym człowiekiem, który cierpi, boi się albo tylko martwi. Kiedy niesiemy mu pomoc, bo uczestniczymy w jego emocjach dzięki tej niezwykłej zdolności, w jaką nas natura wyposażyła, czujemy się lepsi, świat wydaje się lepszy i nasze osobiste lęki mogą zostać złagodzone. Oczywiście są ludzie upośledzeni emocjonalnie i do takiej interakcji niezdolni. Obserwuję ich z litością nie tylko w życiu, ale na przykład w teatrze, kiedy siedzą zimni i obojętni, bo los postaci dramatu ich nie obchodzi. To czasami można zrozumieć, bo sztuczność teatralna nie sprzyja empatii, ale w życiu realnym, kiedy ktoś męczy się, albo umiera, a taki osobnik patrzy na to chłodnym okiem i nie kwapi się z pomocą. To dla mnie jest nie do zniesienia! Niestety, coraz więcej takich chłodnych we współczesnym świecie. Dlatego tak pięknym zjawiskiem stała się pomoc Polaków niesiona Ukraińcom uciekającym przed bandytami z Rosji. Spontaniczność tej pomocy, jej niebywała skala wywołała zdumienie na całym świecie, bo przecież jeszcze nie tak dawno zaczynaliśmy słynąć jako okrutny i bezduszny naród wyrzucający kobiety i dzieci do białoruskich lasów. Okazało się po raz kolejny, że czym innym jest PiS ze swoim rządem, a czym innym naród polski. Tam gdzie pozwoli się ludziom zachowywać zgodnie z ich empatią, tam pomoc innym w nieszczęściu jest zapewniona. Tam gdzie im się tego zabrania i nakłada kary za niesienie pomocy, Polacy w większości lękają się i wycofują. Nie wszyscy na szczęście. Niestety nie wszyscy też pomagają Ukraińcom, ale przecież naród to nie są wycięte z jednej sztancy roboty, tylko zbór osobników o różnej wrażliwości i poziomie dobroci. Jestem szczęśliwy, że moja Ojczyzna zdaje w tej chwili jeden z najtrudniejszych egzaminów w swojej historii i mam nadzieję, że ci co w tym przeszkadzają i nie pomagają przejdą do najczarniejszych zakamarków zbiorowej pamięci. Nie tej z IPNu, tylko tej niezafałszowanej, której nigdy żadne manipulacje nie zhańbią.

                  Marek Weiss Grzesiński

 

[Tekst publikowany był pierwotnie na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora.]

Obraz wyróżniający:  Autorką rzeźby jest Tania Font.