Dorota Mamakis-Ogrodnik, rocznik 1974. Absolwentka słynnego, założonego w 1876 r. Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Zakopanem noszącego od 1959 r. imię Antoniego Kenara wśród absolwentów, którego są obecni m. in. Władysław Hasior, Mieczysław Kałużny, Grzegorz Klaman, Marian Wnuk i sam Antoni Kenar.
Fascynacja fotografią rozpoczęła się w latach 90., jeszcze w szkole średniej nieśmiałymi próbami, które jednak po latach okazały się na tyle istotne, że wyznaczyły kierunek poszukiwań. Postawiła ostatecznie na fotografię, a w niej na powrót do nieco już zapomnianych, mających mroczną stronę początków tj. do tzw. technik szlachetnych.
W 2015 r. rozpoczęła naukę fotografii w Szkole Kreatywnej Fotografii funkcjonującej w ramach Krakowskich Szkół Artystycznych, która miała trwać dwa lata. I faktycznie tak było. Ukończyła szkołę w 2017 r., ale sam dyplom wykonała i obroniła w czerwcu 2021 r. Ostatnie cztery lata pomogły jej poznać lepiej samą siebie i doskonalić warsztat, zwłaszcza podczas podróży, kiedy odwiedziła z aparatem m.in. Ukrainę, Azerbejdżan, Gruzję, Uzbekistan i Kazachstan.
Dyplom został wykonany historyczną, skomplikowaną techniką gumy dwuchromianowej, która wykorzystuje niezwykłe właściwości soli chromu sprawiające, że koloidy organiczne zmieniają swe właściwości pod wpływem światła. W efekcie uczulona dwuchromianem warstwa gumy arabskiej traci swoją naturalną rozpuszczalność i jeżeli dodamy do niej barwnika, to na naświetlonej warstwie gumy powstanie pod wpływem światła obraz, który da się wywołać wodą.
Mam nadzieję powrócić jeszcze do bogatej twórczości Doroty Mamakis-Ogrodnik, której motto („Bez lęku i wstydu w zatracenie”) rozpoczyna tytuł artykułu, a tymczasem oddaję jej głos, aby opowiedziała o swoim ostatnim, ważnym dla niej dokonaniu – dyplomie:
1
Na początku tematem dyplomu był wiatr i poczucie wolności jakie we minie budzi. Uczucie szczęścia związane z przekonaniem, że wszelkie ograniczenia zewnętrzne pokonam, bo teraz jestem silna. Ogrom pomysłów i nowych koncepcji. Ciekawość otaczającego mnie świata. Tym bardziej fascynujące, że nie doświadczałam czegoś takiego nigdy lub bardzo dawno. Nie pamiętam. Dzięki fascynacji drugim człowiekiem, coś się we mnie uruchomiło. Ciągłe poczucie satysfakcji z pokonywania problemów, ponieważ, przeciwności losu stanowiły dla mnie tylko chwilowy problem „bo nastawienie może zmienić wszystko”.
2
Październikowy plener nad morzem był do tej pory najpiękniejszym w moim życiu. Lekki deszcz połączony z morską bryzą i wiatrem w porywach do 100 km/h. Najważniejszy przez emocje jakie we mnie wzbudził. Doświadczyłam walki z żywiołem. Wirujący piasek był przepiękny! Czułam go w oczach, chrupał w zębach. Te dwie godziny na plaży rozedrgały każdą moją komórkę. Byłam SZCZĘŚLIWA!
3
Nie mogłam się doczekać kolejnego wyjazdu. Niestety dostałam gorączkę i ogarnęło mnie nieznane mi dotąd osłabienie, przyspieszone bicie serca i duży niepokój. Myślałam, że może to nic wielkiego. Diagnozą był jednak covid.
Przestraszyłam się. I co teraz? Czułam się źle. Byłam uziemiona!
4
Gorączka już minęła, zostały zawroty głowy i duże osłabienie. Moja głowa przestała ze mną współpracować! Po 5 sekundach zapominam co robiłam, z trudem kojarzę. Jestem przerażona. Kim się stałam? Przecież to nie ja. Boję się czy jeszcze odzyskam DUSZĘ.
Miotam się. Przez kilka sekund wierzę, że mogę wszystko jak wcześniej, a potem zjazd. Nie pamiętam tego co powiedziałam minutę temu i o co mi chodziło. Przestałam odbierać bodźce zewnętrzne, które stymulowały mnie do działania. To co dzieję się z moimi bliskimi, we mnie, stanowi odległe echo dawnego życia rodzinnego. Jestem nieobecna.
Usłyszałam wtedy od znajomego, który też przeszedł covid, że on nie pozwala sobie na użalanie się nad sobą. Zawstydził mnie. Postanowiłam być twarda. Przepracować w sobie załamanie, zmienić nastawienie. Na próżno. Czułam się coraz gorzej.
5
Nie dałam rady. Przestałam się wstydzić. Strata, której doświadczyłam na prawdę była dla mnie bardzo bolesna. Czułam się BARDZO zmęczona, zdruzgotana, POKONANA.
6
Obciążam bliskich, głównie męża. On nie wie co się dzieje. Jest przerażony, a ja doszczętnie załamana. Nie potrafię, nie chcę o tym mówić.
Odpływam w nicość. Obojętność. Marazm.
7
Po radości z życia została namiastka. Mój umysł bardzo wolno odzyskuje swoje predyspozycje. Czasami się uśmiecham. Zaczynam lepiej kojarzyć i dostrzegać walory estetyczne z zaskakującą świeżością. BARDZO tęsknię za logicznym myśleniem. Siłą przyzwyczajenia wypuszczam się w jednodniowe plenery. Wykańczające. Wielogodzinne.
Ciągłe poczucie, że nie tak miało być. Pragnę czegoś innego.
8
Jestem już silniejsza. Zyskałam spokój. Nabrałam dystansu. Brak mi jeszcze radości.
Posiedzę sobie jeszcze przez chwilę, ale nie za długo, bo mam potrzebę działać.