O „Narodzinach cywilizacji”
Monografia „Narodziny cywilizacji” to efekt moich badań, przemyśleń i pracy ostatnich sześciu lat, ale jej zamysł kołatał się w mojej głowie już dużo wcześniej.
Pamiętam, choć było to już czterdzieści siedem lat temu, (pamiętam więc), że studia historyczne wybrałem świadomie. Po młodzieńczym zauroczeniu żeglugą i marzeniach, by zostać marynarzem, wybrałem wreszcie historię. Wahałem się wprawdzie czy nie wybrać filozofii, uznałem jednak, że to historia będzie tą nauką, która przybliży mnie do odpowiedzi na pytanie o sens życia. Już wówczas nie miałem złudzeń, dlaczego bowiem akurat ja, akurat my, w moim, w naszym, pokoleniu mamy znaleźć tę odpowiedź. Przecież życie tak długo toczyło się przed nami, trwać będzie i po nas. Ważne jest jednak, by wciąż zbliżać się do prawdy, by pogłębiać naszą świadomość.
Wybrałem historię i (jak się później okazało) nie myliłem się. Poznałem później wiele filozofii i wszystkie one okazały się czczymi dywagacjami, w żaden sposób nie zbliżały mnie do odpowiedzi na pytanie – o sens właśnie, ale i o tzw. naturę człowieka. Były one raczej formami deklaracji, np. życie to nieustanna egzystencja; w życiu liczy się to czy tamto. Deklaracjami nie popartymi żadnymi dowodami. Bo przecież nie jest dowodem twierdzenie, że np. jeżeli Boga nie ma to…, lub inne, według którego nie wiedząc czy Bóg istnieje czy też nie, lepiej i bezpieczniej wybrać pogląd, że jednak istnieje. Nauka to nie ruletka; o ile się nie mylę, myśliciel będący autorem drugiego twierdzenia, zajmował się również teorią gier losowych i na tym polu osiągnął większy sukces. Nawet Kant zakładał, że pewną wiedzę powinniśmy przyjmować niezależnie od doświadczenia – a priori. A niby dlaczego tak mamy postępować? Wiara – a więc nie nauka. Filozofia nie jest nauką, to raczej rodzaj intelektualnej zabawy.
Niestety, również studiując historię zetknąłem się z wieloma dogmatami, lub (co równie szkodliwe) zarzucaniem innych nadmiarem często niepotrzebnych informacji. Historia też nie od razu stała się nauką. Początkowo, często przybierając charakter mitów służyła głównie polityce dynastycznej i legitymizacji władzy. Później pierwszy historyk, Herodot, próbował wprowadzić pewne zasady obiektywizmu i wydawało się, że tą drogą będą kroczyć następni historycy demokratycznych Aten, ale ich kierunek poszukiwań został zarzucony wraz z upadkiem ateńskiej demokracji. Zamiast słowa „upadkiem” powinienem tu napisać „zniszczeniem”. Przecież demokracja ateńska nie upadła, to w wyniku agresji imperialnej Macedonii zniszczeniu uległo państwo – Ateny. Tu od razu dostrzec możemy jedno z zagadnień, któremu poświęciłem moją książkę: czynnik regresu w dziejach – upadek państwowości.
Później historię, jako naukę, spotykały różne losy. Znów służyła polityce dynastycznej, czasem imperialnej, pojawiały się różne idealistyczne – izmy, traktujące historię jako niezależny byt, ideę wypełniającą się w czasie (Vico, Hegel, Marks). Właśnie, Marks też był idealistą (w sensie filozoficznym). Przecież twierdził, że dotychczas historycy opisywali historię, czas najwyższy ją zmieniać. Pojmował ją więc w sensie idei, nie nauki, lub nie potrafił uporządkować tych pojęć.
Nieznajomość historii i wielu innych nauk powodowała i powoduje, że my, ludzie, często błądzimy. To w wyniku ludzkiej niewiedzy powstały i niestety odbiły swe piętno na rzeczywistości różne teorie rasizmu lub nacjonalizmu, wiele innych błędnych poglądów (np. teoria eugeniki), które wprowadzone w życie przyniosły ogrom zniszczeń i zbrodni. To wiemy dopiero dzisiaj.
Moje zainteresowania historią idei, a także historiozofią skrystalizowały się dopiero pod koniec XX wieku. W połowie lat dziewięćdziesiątych zacząłem pracować nad własną historiozofią, czego efektem był esej „Dostrzec sens dziejów” (1998). Książka ta została opublikowana dzięki pozytywnej ocenie prof. Andrzeja Piskozuba w serii Katedry Nauki O Cywilizacji UG, a opinię o tej pracy na okładce zamieściła prof. Maria Szyszkowska.
Niestety, choć w tym wypadku to nie najbardziej właściwe słowo, pierwsze lata XXI wieku zajęła mi praca wokół historii dramaturgii i teatru szkolnego. Podjąłem te tematy właściwie z przypadku, wskutek mojej pracy pedagogicznej. Widocznie wrodzona rzetelność – mimo równie wrodzonego lenistwa – zmusiła mnie do poświęcenia tym zagadnieniom ponad 12 lat. Zbierałem wprawdzie jakieś materiały do swych rozważań historiozoficznych , ale był to tylko niewielki margines mojej ówczesnej aktywności naukowej.
Do historii i historiozofii, wróciłem dopiero w 2012 roku. To wówczas podjąłem zamiar napisania „Dziejów świata”. Zamysł znów ogromny, prawie z motyką na Słońce. Po sześciu latach pracy udało mi się ukończyć pierwszy tom, „Narodziny cywilizacji”. Pracując nad tą pozycją dostrzegłem jak wiele w nauce o nazwie „historia” jest jeszcze do zrobienia, jak wiele trzeba uporządkować, ile wcześniejszych hipotez trzeba odrzucić. W tym tez czasie wciąż gdzieś tam trwały prace archeologów, genetyków, wulkanologów, badaczy historii klimatu. W każdej z tych dziedzin nauki i w wielu innych postęp bardzo przyśpieszył. Śledząc te badania i wychodząc od przyjętej już wcześniej historiozofii podjąłem próby opisania początków naszej cywilizacji. Prezentowany tom obejmuje czasy od pojawienia się człowieka do około 3000. roku p.n.e. [Tom „Początki państwowości” obejmuje lata od 3000 roku p.n.e. do 1000. roku p.n.e.]
Mając w porównaniu z moimi poprzednikami znacznie szerszy dostęp do informacji, mogłem wiele ich poglądów zweryfikować niektóre wręcz odrzucić. Okazało się, że już na początku zostałem zmuszony do odrzucenie wszystkich przyjętych wcześniej podziałów na okresy, czy też epoki. Żaden z dotychczasowych nie nadawał się (z powodu niejednoznaczności kryteriów) do zastosowania. Nie do przyjęcia okazał się – moim zdaniem – również podział na cywilizacje. Dostrzegłem tę prostą prawdę, że my ludzie nie rozwijamy naszej gospodarki, kultury, w ramach jakichś cywilizacji, lecz w obrębie innych form organizacyjnych – np. państw. Wraz z ich upadkiem następuje regres, często utrata znacznej części wcześniejszych osiągnięć, w tym pamięci. Zresztą i dziś nawet w ramach różnych państw żyją ludy o różnych formach gospodarki i kultury. Odrzucam też, często wcześniej przyjmowaną głównie w wyniku polityki historycznej aksjologię. Podbój nazywam podbojem, a zbrodnię zbrodnią. Tam, gdzie wielu historyków dostrzegało wielkich władców, ja często widzę zwykłych (czasem psychopatycznych) zbrodniarzy. Pojęcie tzw. wielkości, jest w mojej ocenie wręcz śmieszne.
Jako główny czynnik regresu uniemożliwiający dalszą ewolucję, jak i rozwój cywilizacyjny uznałem brak ciągłości struktur organizacyjnych i okresy chaosu (głównie w wyniku wojen i rewolucji). Oczywiście pomijając przyczyny, na które my ludzie nie mieliśmy i wciąż jeszcze w znacznej mierze nie mamy wpływu, jakim były klęski klimatyczne spowodowana np. wybuchami wulkanów, uderzeniami komet lub asteroid, czy aktywnością Słońca.
Odrzuciłem też teorię tzw. rewolucji neolitycznej, wskazuję – moim zdaniem – słuszne nowe koncepcje przechodzenia do życia osiadłego. Przyjmuję koncepcję powstania państw w wyniku najazdu, narzucenia władztwa.
Myślę, że przedstawiony przeze mnie obraz początków dziejów okazuje się w miarę klarowny, że wiele spraw udało mi się uporządkować.
Czy tak jest, mogą Państwo przekonać się sami. Książki w formie e-booka są dostępne dziś w Wydawnictwie e-bookowo.pl.
Piotr Kotlarz