Nie tylko o reformie oświaty / Piotr Kotlarz

0
605

Podziały w każdym społeczeństwie są czymś naturalnym, jesteśmy przecież wystarczająco różni. Życie społeczne wymaga jednak tego, by organizować je według wspólnie wypracowanych zasad, by np. mimo różnic poglądów, czy indywidualnych oczekiwań osiągnąć pewne ważne dla wszystkich cele.

Obserwacja życia społecznego w naszym kraju ostatniego roku ukazuje obraz zupełnie przeciwny. Nie cele ogólnospołeczne są ważne, lecz jakieś „racje” (ja mam „rację”, ty nie), często nawet nie chodzi o to czy uznane przez większość za korzystne reformy są dla nas korzystne, lecz o to czy wprowadzają je „oni”, czy też „my”.

W mojej ocenie przoduje w takiej postawie niestety znaczna część opozycji. Piszę „niestety” gdyż sam się do takiej zaliczam. Mam przecież poglądy lewicowe, przez lata byłem związany z ugrupowaniami socjalistycznymi. Partie PO, „Nowoczesna” i „PiS” w mojej ocenie są partiami prawicowymi, lub co najwyżej centroprawicowymi, w każdym razie „konserwatywnymi”. W kwestiach ideowych w wielu wypadkach mi z nimi nie po drodze.
Pisząc te słowa słyszę w radio, że Polacy nie są zadowoleni ze swojej pracy, aż 90 % naszego społeczeństwa deklaruje, że jeśli nie dostanie w swojej pracy podwyżki, to będzie szukać innego zajęcia. Przekazująca te słowa dziennikarka wydaje się jakby zdziwiona. Jej zdaniem pensje przecież wciąż rosną.

Moim zdaniem taka postawa naszego społeczeństwa jest w pełni zrozumiała. Jest dla mnie jasne, że wielu z nas ma dość pracy za jedną czwartą wynagrodzenia w porównaniu z tym, jakie otrzymują pracujący na podobnym stanowisku pracownicy w Niemczech, krajach skandynawskich, w Wielkiej Brytanii. Tym bardziej, że np. w wielu supermarketach polskie ekspedientki, kasjerki itp. pracują bardziej intensywnie. A przecież – jak słyszę – ceny utrzymania (np. wody, energii, dostępu do Internetu, telefonu), czy wielu produktów, a nawet samochodów są w tych państwach porównywalne, a często (biorąc pod uwagę jakość) nawet niższe niż u nas.

Myślę więc, że rzeczą oczywistą powinno być dla nas poparcie dla programu 500+, wspomagające chociaż rodziny znajdujące się w największej potrzebie, wychowujące dzieci – naszą przyszłość.

I znów, jakby wchodząc w moje słowa Dominika Wielowiejska w Tok FM stwierdza, że program ten niszczy „naszą gospodarkę”. W jaki niby sposób ją niszczy? Nie wiem. Moim zdaniem może raczej ją pobudzić, wpływając na zwiększenie popytu. Część dziennikarzy twierdzi też, że naszego państwa na takie rozdawnictwo nie stać.

Dziś uchwalany jest budżet naszego państwa na kolejny rok. Okazuje się, że planowany deficyt mieści się wciąż poniżej tego, jaki za bezpieczny uznaje Unia Europejska. Osiem państw europejskich nie radzi sobie z tym deficytem, nasze państwo, nie dość że wciąż utrzymuje się w ustalonych bezpiecznych – zdaniem europejskich ekonomistów limitach – to jeszcze w realizacji tegorocznego budżetu ma pewne oszczędności.

Słyszę, że podobną tragedią dla naszej gospodarki będzie przywrócenie wieku emerytalnego. Mnie osobiście już dotknęła reforma Tuska. Już straciłem. Państwo nasze zdążyło pozbawić mnie po raz kolejny moich praw nabytych. To jednak, że przywrócono je innym bardzo mnie cieszy.

Przeciwnicy tej reformy twierdzą, że żyjemy coraz dłużej, że w związku z przywróceniem wieku emerytalnego nasze emerytury muszą być niższe.

Moim zdaniem związek jest tu bardzo daleki i wcale nie tak oczywisty. Wysokość przyszłych emerytur będzie zależała od poziomu naszej gospodarki. Wzrost PKB o 3% w sakli roku wskazuje na to, że wpływy do budżetu będą większe, z jakiego więc powodu mają maleć emerytury? Podobnie spadek bezrobocia wpływa na zmniejszenie wydatków państwa, przecież oszczędności z tego obszaru można przeznaczyć na inne cele.

Państwo nasze, korzystając również ze środków europejskich dokonuje stałych inwestycji w infrastrukturę. Budowa dróg, mam nadzieję, że w przyszłości i rzecznych powinno ożywić naszą gospodarkę. Mam też nadzieję, że rosnące dochody będą w miarę sprawiedliwie dzielone, tak dla obecnie pracujących, jak i dla tych którzy już są na emeryturach, dla tych którzy swą pracą wcześniej ten rozwój umożliwili. Kasandryczne przepowiednie opozycji są – moim zdaniem – co najmniej bardzo przesadne.

Przeciwnicy obniżania wieku emerytalnego sięgają dziś do argumentu rosnącej długości życia. To w jakiejś mierze nowy argument, wniesiony do publicznej debaty dopiero niecałe dziesięć lat temu przez propagandystów wielu światowych firm ubezpieczeniowych. Głoszą te poglądy przede wszystkim z tego powodu, że muszą ograniczać swoje zyski, gdyż będą musiały dłużej wypłacać świadczenia, do których się zobowiązały.

Wcześniej mówiono o czymś przeciwnym. Komputeryzacja, automatyzacja w sposób naturalny ograniczą rynek pracy. Ciągły wzrost demograficzny ludności świata postawi nas przed problemem bezrobocia. W mojej ocenie w przyszłości właśnie z takimi problemami będziemy musieli się mierzyć.

Polscy dziennikarze, część polityków powołuje się na fakt, że w naszym kraju akurat wzrost demograficzny jest bardzo mały, że w przyszłości nie będzie miał kto na nasze emerytury pracować. Dla mnie jest rzeczą oczywistą, że luka ta zostanie wypełniona imigracją. Tak jak wcześniej w innych państwach. We Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, w krajach skandynawskich. Zresztą już jest, na polskim rynku pracy już zatrudnionych jest grubo ponad milion osób zza granicy. Przyczyniają się oni do wzrostu naszego dochodu narodowego, powiększają nasz wspólny majątek, a przecież w większości wypadków nie będziemy musieli ponosić kosztów ich emerytur, tak jak nie ponosiliśmy kosztów ich przygotowania do prac, które wykonują.

Przejście na emeryturę nie musi też oznaczać rezygnacji z dalszej pracy. Umożliwi tylko często zmianę jej charakteru, ale jednak wciąż wytwarzać będziemy jakieś dobra. Zwiększać w ten sposób nasze wspólne bogactwo. Choćby zajmując się wnukami.

Wreszcie ostatnia z reform obecnych rządów, która przez totalną opozycję PO i Nowoczesnej, a także przedstawicieli wielu mediów, również poddawana jest totalnej krytyce – reforma oświaty.

Na łamach naszej gazety wypowiadałem się już na ten temat wielokrotnie. Widząc szkodliwość istniejącego od czasu reform Buzka systemu opowiadałem się zdecydowanie za likwidacją trzyletnich gimnazjów, za przywróceniem czteroletnich liceów.

Będę tu przewrotny i jako jeden z argumentów przytoczę na początek cytat właśnie z opozycyjnej gazety, z „Gazet Wyborczej”. W niektórych szkołach na Zaolziu już co trzeci uczeń jest z polskiego Cieszyna i okolic, a nawet Bielska-Białej. Poziom nauczania – wyższy. Program – realizowany. Świetlica – na serio. Do tego zajęcia dodatkowe, integracja rodziców, dyscyplina. No i normalność .

http://wyborcza.pl/1,87648,19982628,dlaczego-coraz-wiecej-polakow-zapisuje-dzieci-do-szkol-w-czechach.html#ixzz47260BuJA

Z jakiego powodu Polacy z tych okolic głosują nogami i ci, którzy tylko mogą wysyłają swe dzieci do położonych dalej od domu placówek w sąsiednim państwie, skoro – jak twierdzą w innych publikacjach dziennikarze tej gazety – polski system gimnazjalny to jeden wielki sukces.

Dziennikarze ci zapewne nie mają żadnego doświadczenia pedagogicznego. Powołują się na statystyki, testy. Skąd niby mają wiedzieć o tym, że tak zwane dobre wyniki w testach dla polskich gimnazjalistów osiągane są często właśnie kosztem realizacji programu nauczania.
Moje, krótkie doświadczenie związane z pracą w gimnazjum dowodzi, że taki proceder przynajmniej w niektórych z nich rzeczywiście istnieje. Nauczyciele „przygotowują” uczniów do testów często kosztem innych zajęć. Program nauczania z wielu przedmiotów nie może być ponadto zrealizowany choćby z przyjęcia trzyletnich cykli edukacyjnych. Pisałem o tym już kilkakrotnie: nie można zrealizować programu nauczania historii przez trzy lata (właściwie tylko przez dwa i pół, gdyż ostatnie półrocze tak w gimnazjach jak i w liceach zdominowane jest pracą nad przygotowaniem do zbliżających się egzaminów). Matury zaczynają się ponadto w maju, co już skraca to półrocze o ponad miesiąc.

Trzyletni cykl edukacyjny powoduje ponadto to, że uczniowie mają kontakt ze swymi wychowawcami znacznie krócej niż w poprzednim systemie. Nie tylko wychowawcy zresztą, pozostali nauczyciele również. Ledwie zdołają rozpoznać swych uczniów, już muszą się rozstawać. Więzi nauczyciel – wychowanek zostały znacznie rozluźnione.

Wreszcie argumenty dotyczące psychologii rozwojowej. W dzisiejszym systemie zbyt wcześnie wyrywamy młodzież z jednego środowiska (szkoły powszechnej) do drugiego (gimnazjum). Do środowiska, w którym wychowawcy dopiero muszą rozpoznawać młodzież w okresie, gdy wymaga ona szczególnej opieki.

Uważam system trzy razy cztery, z połączeniem dwóch pierwszych czteroletnich okresów w jednym obiekcie za znacznie korzystniejszy z punktu widzenia procesu wychowawczego i edukacyjnego naszej młodzieży.

Reformę oświaty powinno się ponadto dokonywać w okresie najkorzystniejszym, gdy jej koszty społeczne mogą być najmniejsze. Takim okresem jest czas niżu demograficznego.

Dziś każdego roku zamykane są z tego powodu kolejne szkoły.

Jeśli więc mamy przeprowadzać taką reformę to właśnie teraz. Należy też przeprowadzić ją w miarę szybko.

Dla każdego, kto choć w jakimś stopniu rozumie zasady rządzące procesem edukacyjnym, jest przecież jasne, że jego efekty poznamy dopiero po dość długim czasie.

Reforma oświaty jest też kosztowna. I to przecież jest zrozumiałe. Ale poniesione nakłady (koszty przygotowania programów, adaptacji budynków, analiz, nowych podręczników itp.) przecież zostają w systemie. Ktoś zarobi na podręcznikach, ktoś na remontach itd. Widać nasze państwo stać na przeprowadzenie tej reformy, skoro budżet na przyszły rok się zamyka. Uważam przy tym, że nawet gdybyśmy na ten cel musieli się zadłużyć (co w tym wypadku nie jest brane pod uwagę) to i tak wydatek ten będzie się opłacał. Liczy się bowiem przede wszystkim dobro naszych dzieci, nasza przyszłość.

Zrozumiałym dla mnie jest opór części obecnych kadr gimnazjalnych, zwłaszcza kadry kierowniczej, która utraci swe wpływy, której niepokój odnośnie do swej przyszłości jest oczywisty. Mam jednak nadzieję, że i w tym środowisku przeważy w końcu troska o dobro ogólne. Nie wierzę, że nie dostrzegają oni wad obecnego systemu.

Z wyrażonymi w tym artykule poglądami część naszych czytelników być może się nie zgodzi. To nasze prawo, każdy ma prawo do swoich poglądów. Proszę jednak, by ci, którzy są przeciwnego zdania zadali sobie trud i spróbowali przedstawić swoje stanowisko oraz podobnie jak uczyniłem to ja przedstawili swoje w jego obronie argumenty. Łamy naszej gazety są dla takich poglądów otwarte.

                                                                    Piotr Kotlarz