„Biografia jest najbardziej fałszywą ze sztuk”.
F. Scott Fitzgerald
Zelda, wychowywana przez niespełnioną matkę-artystkę, mniej przez surowego ojca-sędziego, była dziewczyną, która zawsze robiła to, na co miała ochotę i z nikim się nie liczyła. Na dodatek wszyscy ją za to podziwiali. Uchodziła w Montgomery za piękność w czasach, kiedy królował jazz, maratony taneczne odbierały człowieczeństwo kolejnym parom, Myszka Miki wariowała na ekranach kin, umarł Rudolf Valentino, a Al Capone został ujęty.
Stała się prawzorem kobiety wyzwolonej i jako taka bardzo potrzebna była Scottowi do odniesienia literackiego sukcesu. Ożeniłem się z bohaterką moich opowiadań, powiedział po latach. Pierwsze oświadczyny odrzuciła, poczekała na chwilę, kiedy jego opowieści o sławie i bogactwie stawały się realne po wydaniu powieści „Po tej stronie raju”. W ciągu ośmiu miesięcy sprzedano trzydzieści trzy tysiące egzemplarzy i wszędzie o nim mówiono i pisano. Przy okazji i o jego wspaniałej żonie, inspiracji, Muzie oraz „uzupełniającej inteligencji”, jak Scott lubił podkreślać, póki relacje pomiędzy nimi były gorące.
Ich życie stało się nieustającym wodewilem. Zmieniali hotele, wynajmowali domy, przyjmowali gości i wszędzie byli zapraszani, bo stali się idolami młodych. Zelda, uwielbiająca taniec, gotowa była wirować nawet w fontannie, czy na stole w kuchni eleganckiego hotelu albo i w jego obrotowych drzwiach. Nie przeszkodziło jej w tym macierzyństwo, bo córką zajmowały się nianie.
Kiedy Scottowie wyjechali do Europy, także nie zmienili swojego „celebryckiego” życia, które na dodatek było tam tańsze. Najpierw zawojowali Paryż, potem wynajęli dom nad morzem. Zelda miała Scotta, Scott pisanie. Wspólne były kłótnie, po których potrafili się teatralnie godzić. W ich związek zaczęła wkraczać zazdrość, więc ranili się wzajemnie, manifestując nieobliczalne zachowania.
Czy to wówczas Zelda zauważyła, że Scott jest tyranem, panem i władcą, a ona jego własnością jako kobieta i temat literacki? Czy to wówczas zdała sobie sprawę, że każdy jej list przechowywał i wykorzystywał w swoim pisaniu, a także zawładnął jej dziennikami? To wtedy przecież niby w żartach powiedziała, że „plagiat zaczyna się w domu”. Niektóre opowiadania pisali razem, niektóre tylko Zelda (np. „Dziewczyna milionera”), ale podpisywał się pod nimi najczęściej Scott, ponieważ to jemu płacono ogromne honoraria. Jeden z wydawców zaproponował Zeldzie wydanie jej dzienników. Scott się nie zgodził i pozostały jego literacką własnością.
Zelda zapragnęła znaleźć coś dla siebie, co mogłoby uwolnić ją od toksycznego życia z mężem. Taniec miał być jej wyłączną własnością. Pobierała w Paryżu prywatne lekcje, była wyjątkowo pracowita, potrafiła ćwiczyć i po dziesięć godzin dziennie. Robiła postępy, ale Scott nie wierzył, że zostanie tancerką. Odrzuciła zaproszenie do zespołu opery w Neapolu, być może ze strachu, że nie jest już podlotkiem, którym zawsze chciała być, a może i dlatego, że życie ze Scottem odebrało jej poczucie własnej wartości.
Scott nie potrafił już funkcjonować bez alkoholu. Coraz częściej wypominał Zeldzie, że przez nią wyczerpał swój talent i że musi ją utrzymywać. Nic dziwnego, że zaczęła się buntować i domagać, by jej imię także widniało pod publikowanymi opowiadaniami.
Po dziesięciu latach małżeństwa przeżyła załamanie nerwowe. Od tej pory, z przerwami, przebywać będzie w szpitalach psychiatrycznych (pod Paryżem, w Szwajcarii). Zbuntowało się również jej ciało trawione egzemami. Ze szpitala napisała do męża mnóstwo listów. Wykorzystał je potem w powieści „Czuła jest noc”, dołączając również diagnozę lekarza. Zelda czuła się jak rozbity zegar, widziała, że Scott jest manipulatorem, udającym męczennika i przeczuwała, że zrobi wszystko, byle tylko nie wyszła ze szpitala. Wiedziała o licznych jego romansach i o wieloletniej partnerce, którą traktował pogardliwie.
Manipulował nią podobnie jak żoną. Raz obiecywał ożenek, rezygnował, przepraszał prezentami, które potem odbierał i wysyłał córce. Zadbał o wykształcenie córki, podsuwał lektury. Bardzo mu zależało, by miała pasję i pracę dla siebie. I aby nie wyrosła na kobietę podobną do matki. Z jednej strony żądał, by kobiety były mu absolutnie uległe, z drugiej, by pracowały, a kiedy zaczynały to robić i wymykały się spod jego władzy, nie mógł znieść ich niesubordynacji.
Zelda raz jeszcze spróbowała się podnieść i wywalczyć przestrzeń dla siebie. Zaczęła malować. Miała nawet wystawy, sprzedawała obrazy. Pewność siebie odbierały jej wątpliwości, czy hołubiono ją jako Zeldę, czy żonę sławnego pisarza. W szpitalu napisała powieść „Zarezerwuj mi walca”, którą do wydawnictwa wysłała bez wiedzy męża. Wara mężowi od mojej książki, powiedziała. Scott był wściekły, kiedy powieść została wydana. Częściowym pocieszeniem było dla niego to, że za połowę wpływów z książki spłacił swoje długi. Ale i tak rozgłaszał, że żona go wykorzystała, bo naruszyła jego teren literacki. Zastrzegł sobie prawo pisania o ich życiu, które dla niego było tworzywem literackim. Zapowiedział, że zniszczy wszystko, co Zelda napisze.
Kiedy przebywała „na wolności”, założyła podwójne zamki do swojego pokoju. Miała dość poniżania, zmuszania i zgadzania się we wszystkim ze zdaniem męża. Scott też nie wyobrażał sobie, by mógł się dla żony poświęcać, jak Leonard Wolf dla Virginii. Do końca się nie rozwiódł i żadna kobieta nie fascynowała go bardziej niż żona, która zawsze była jego tematem literackim i nieustającym źródłem inspiracji. Nie przeszkadzało mu to bezwzględnie ją traktować i stosować wobec niej przemoc ekonomiczną, choć wówczas jeszcze nie posługiwano się tym określeniem.
Dla Zeldy ani pieniądze, ani sława nie miały tej wartości, co dla Scotta. Inna rzecz, że chyba nie rozumiała, z jakimi trudnościami finansowymi borykał się jej sławny i rozrzutny mąż, który w dodatku uparł się, by finansować szpital, terapię i trzymać ją w odosobnieniu, nie mając do tego prawnej podstawy. Scott nie brał pod uwagę protestów żony, ani jej rodziny, która chciała się nią opiekować.
Scott Fitzgerald zmarł na atak serca w roku 1940, w wieku czterdziestu czterech lat. Po śmierci męża Zelda żyła wspomnieniami i żarliwością religijną. Biblioteka uniwersytecka w Princeton odmówiła kupna papierów po Fitzgeraldzie, twierdząc, że nie ma obowiązku wspomagać żony drugorzędnego pisarza. Zelda zmarła w cztery lata później, ginąc w pożarze szpitala psychiatrycznego.
W Radiu Katowice opowiedziałam historię Zeldy w popularnej audycji „Ścieżki miłości”.
Stała się ona, jak się okazało, inspiracją do lektur dla młodej poetki, która przysłała mi taki oto wiersz:
Weronika Górska: Zelda Fitzgerald do męża
Marcie Fox
ożeniłeś się z bohaterką swoich powieści
ale to ja ją wymyśliłam od fryzury na pazia
poprzez skakanie nago do publicznego basenu
aż po upijanie się tym gorliwiej podczas prohibicji
podpisując się pod rachunkiem za krawcową
z rozpędu przepisałeś moje dzienniki
zapisałeś do luksusowego sanatorium
spisałeś na straty
a ja tylko próbowałam wytańczyć własną Zeldę
namalować jej portret w odmiennym oświetleniu
nie pozwolić aby znowu plagiat zaczął się w domu
pozostanie po nas coraz bardziej żółknący papier
wchłonie zdrady i powroty ciche dni i przehulane noce
lato na Riwierze i zimę w Nowym Jorku
pokryje nasze twarze na wieki dwudziestoletnie
bez zmarszczek nerwowej wysypki ani zakoli
oboje staniemy się bohaterami
bez wpływu na własne słowa i pozy
sierpień-wrzesień 2015
Marta Fox – Katowiczanka, poetka, eseistka, pisarka. Autorka 50 książek. Pracowała jako polonistka, dziennikarka, kierowniczka literacka w Teatrze Dzieci Zagłębia, Wielokrotna laureatka literackich, prestiżowych nagród. Dumna właścicielka odznaki Zasłużony dla Kultury Polskiej. Osobowość barwna, temperamentna. W ciągłych rozjazdach, a jednak w tym jedynym, szczęśliwym związku. Młodzi adepci pióra wysoko sobie cenią jej opinie. Ci nieco starsi, również.
Obraz wyróżniający: Zelda Fitzgerald. Autorstwa en:Image:Zeldaportrait.jpg, originally scanned from „Zelda” by Nancy Milford. Scanned by en:User:Pantherpuma, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=3048741