czarny spokój
czarny spokój składa się z ciszy
ze ściśniętego gardła
i wspomnień
a także z dzwonka telefonu
który nie dzieli już świata
na przed i po
w czarnym spokoju nie ma miejsca
na myślenie co to będzie
i jak się to wszystko skończy
nie ma też miejsca na nadzieję
czarny spokój to taki
o który modlisz się
żeby wreszcie nastąpił
i żeby nigdy nie nastąpił
—
powrót
obraz drży przy przesuwaniu
rzeka mały chłopiec z tatą
piją kefir ze szklanej butelki
obraz drży przy przesuwaniu
wieczór przystanek zetknięcie rąk
na chwilę zanim przyjedzie tramwaj
ręka drży przy przesuwaniu
po brzuchu i dalej żeby poczuć
opuszkami wilgotne ciepło
powietrze drży od upału
szum fal puste wydmy i zieleń lasu
wiatr przesypuje ziarnka piasku
obraz drży i z wolna blednie
może to powrót poszarpany sen
a może tylko coś się kończy
—
światy równoległe
wychodzisz przed dom i kochają cię schody
kocha cię trawnik drzewo dym z komina
sterta świeżo zgrabionych liści
kocha cię furtka w płocie i głosy na ulicy
bezpański pies i ten sąsiad
który nienawidzi wszystkich
ale ciebie kocha
przelatujący właśnie samolot
oraz agencja NASA która wysyła
kochającą cię sondę w stronę nieznanej galaktyki
gdzieś na peryferiach rozkochanego w tobie wszechświata
a ja wychodzę przed dom i myślę
że przed taką miłością nie ma dokąd uciec
—
warstwy
świeża farba nie przykryje wszystkiego
pozostanie siatka spękań
delikatne zarysy poprzednich warstw
jak cienie ledwo widoczne na ścianie
w popołudniowym słońcu
patrzysz na ptaki
z wysiłkiem lecące pod wiatr
i myślisz czy warto było
budować gniazda na obumarłych drzewach
malować ściany zburzonych domów
ptaki odleciały farba prawie wyschła
nie ma już na czym zapisywać nowych wspomnień
mogliśmy tylko otrzeć się o siebie
pobrudzić
pozostawić ślady
—
„Jak z nią rozmowa, gdy nic nie znacząca,
Bywa podobną do jaskółek lotu”
/C. K. Norwid, Jak…/
kształty na niebie
pomyliłem cię z jaskółką
może to zapach deszczu i spóźnionej wiosny
albo ta nagła smukłość która przypomniała
o niepokoju dłoni tęsknocie do gniazda
tutaj zielenią się pola podnoszą mgły
a gdzieś my i nasze domy
ulepieni z błota i wiecznie głodni
dzisiaj znowu pomyliłem cię z jaskółką
byłaś nade mną tak nisko
że każdym poruszeniem
rozplatałaś niebo
—
credo
wierzę w błogość oka wciąż mogącego
w twoim ciele widzieć ślady nieba i ziemi
rzeczy niewidzialne czynić widzialnymi
wiedząc że co już było może zdarzyć się znów
bo ty byłaś pierwsza i ty będziesz ostatnia
dla ciebie są przedświty i wycieki światła
w nasze noce zdyszane pozbawione snów
jak światłość ze światłości wyłaniaj się z mroku
zamieszkaj w moich ustach dotykaj do boku
odbieraj uwielbienie mów mi przez proroków
dziel ze mną chwile które pozostały
spróbujmy ocalić resztki naszej wiary
w ciała dopieszczenie
śniętych obcowanie
grzechów powtórzenie
żywot
wieczny zamęt
Paweł Biliński
Paweł Biliński. Między innymi poeta, choć sam nie wie, na ile się nim nadal czuje. Ma na koncie kilka nagród w poetyckich konkursach i dwie książki opublikowane drukiem: „Część urojona” (2019) oraz „Bezsynność” (2021) – obie w Wydawnictwie Fundacji Duży Format.
Jego wiersze można także znaleźć w różnych miejscach w sieci.
Warszawiak z pochodzenia i zamiłowania, choć od ponad dwudziestu lat bardziej podmiejski niż miejski.
Autor zdjęcia: Justyna Bilińska