Pożegnanie z kawalerką
mężczyzna który tej nocy umrze
jest sam
zaplanowane
że zostawi go żona
wyprowadzi się syn
z żoną rozmawia przez telefon
o sprawach codziennych
kładzie się do łóżka
papierosy i zapalniczka
na pokrętłach radia
ciepło palców
w lodówce jedzenie
ustawione z nieznanym zamiarem
kroki choć wyczuwalne
nie ujawnią swoich kierunków
sufit mimo że patrzy z góry
nie mówi o ostatnim wdechu
okulary położone na skraju stolika
dowodem na słabą niepewną dłoń
może kierowane przypadkowo
aby nie zahaczyć o gazetę
nie odtworzy się
wieczór godzina po godzinie
przypomina znamię na białej skórze
plama w rogu
zamalowana po sprzedaży
córce policjanta i głównej księgowej
Kawalerka
nie miała w życiu łatwo
zbudowana w latach osiemdziesiątych
trzaskanie drzwiami
płacz dziecka
odwracała wzrok
od wersalki którą mdli
na widok plamy moczu
co działo się w łazience
nie chciały wiedzieć meble
kuchenne ani przedpokojowe
wystraszone odgłosami wymiotów
wasze relacje ociepliły się
kiedy zostałeś sam
żona i syn odeszli
piłeś rzadziej
mniej drastycznie
czyściłeś włosy z pająków
ozdabiałeś
do dzisiaj wspomina
szachownicę z pionkami przyklejoną do ściany
nowa właścicielka irytuje
wyrywa zęby
obdziera ze skóry
kawalerka tęskni
za wieczornym słuchowiskiem w radiu
nieudolną publicystyką
pisaną koniecznie piórem wiecznym
na kartkach rozdzieranych drugiego dnia
Ostatnie spotkanie
przyjechaliśmy po matkę
by nas odwiedziła
ojciec miał zostać
złe samopoczucie
siedzieliśmy w samochodzie
przywitał się
pomachał wnukowi
rzucił wesoło ja bym pojechał
matka nie chciała
po latach pijaństwa
kiedy się uspokoił
wolała go mieć pod kontrolą
w określonym miejscu
jak lampkę która na środek biurka
rzuca coraz słabsze światło
przed telewizorem
zadowolony z kilku dni samotności
w połowie niewidoczny
wysepka w deszczu
która grozi wypadkiem
Fotel który został w pamięci
wagarowicz chodzi po parku
myśli o samobójstwie
przykuwa wzrok
matka położyła głowę na twoich udach
szukała ucieczki od męża
twojego ojca
matczyny policzek
dotknął zbyt młodych kolan
zatrzymał ręce które nie rozumiały
nie pogładziły włosów
przyszło zbyt wcześnie
zaufanie
usiadłeś w fotelu
czekałeś na powrót pijaka
teraz się włóczysz
wyjdź z parku
dziecko
wstań z fotela
dlaczego nie zostawiłeś mieszkania
ścieżki były otwarte jak wystraszone usta
wrosłeś w oparcie
odebrano mowę
w czasie alkoholowej imprezy
odebrano zdolność ruchu
jestem po drugiej stronie
by ożywić płuca
wpuścić krew
w bladą skórę brzucha
zostaw dom
proszę
moje dziecko
uciekaj
ja
o którym zapomniałem
Strych
tam chodzą aniołowie stróże
wyrzucamy kłótniami
krzyk
płacz
kubek o ścianę
marsz schodami na górę
na drewnianych belkach
jeden obok drugiego
coraz słabsi
przez szpary w klapie
dźwięk rozbijanych przedmiotów
ucieczka dziecka
siwieją
wysychają
upadają bez słowa
zostają po nich kłębki
rozrzedzonej waty
kokony pająków
które raz w roku zamiatamy
za domem czyścimy szufelki
z oblepiających resztek
Mały
dojrzały na tyle by odczuwać
ale niewystarczająco dojrzały
by przyjmować ciosy
wymierzane przy alkoholu
który potęguje urazy
wobec żony czyli twojej matki
a także wobec ciebie gdy mówisz
niewykształconym logopedycznie językiem
tata cicho
tata cicho
przykład perfidii
czterolatek który nie ma umiejętności
stosowania cynizmu w celach obronnych
ty patrz na siebie
twój ojciec złotówki nie dał
bezruch
kapie ślina
żałosny obraz niemocy
celowo zmiażdżony ślimak
wyrywane owadom odnóża
dają nadzieję że usprawni
metody odparcia agresji
i stanie się jednym z nas