Site icon Miesięcznik internetowy WOBEC Piotr Kotlarz

Putina naród trójjedny / Piotr Kotlarz

Wiele powstałych w naszej historii pojęć często w wyniku zachodzących zmian wewnątrz społeczeństw ulega zmianom.  Jednym z takich jest pojęcie narodu. Rdzeń tego słowa „ród” wskazywałby, że początków tej nowej idei należałoby szukać w rodach. Nic jednak bardziej błędnego. Powstające w wyniku siłowych procesów państwa były instytucjami zbyt rozległymi terytorialnie, by mogły obejmować obszary zamieszkałe wyłącznie przez jeden ród (grupę ludzi w jakiejś mierze spokrewnioną). Zresztą narzucenie władzy patrymonialnej prowadziło do powstania społeczeństwa zhierarchizowanego. Na jego czele stał jakiś ród, ale na dole drabiny społecznej takiego państwa znajdowali się ludzie o prawach bardzo ograniczonych (niewolni, poddani, często zdobywani poza granicami powstałych państw) oczywiście do rodu nie zaliczani. Z czasem przynależność do rodu uzyskiwali nie związani z nim przedstawiciele różnych elit (głównie wojskowych), ale i ten krąg był przecież bardzo wąski. Sięgał już po kilkuset latach istnienia różnych państw feudalnych od 2% do 7 % ich społeczeństw. Niektórzy historycy sugerują, że w Rzeczypospolitej Obojga Narodów  liczba ta mogła być nieco wyższa, że sięgała do 9%, ale jest to teoria – moim zdaniem – dość wątpliwa.  W każdym razie na ziemiach Rzeczypospolitej Obojga Narodów aż do jej upadku w 1795 roku tylko najwyżej 9% społeczeństwa  uważało się za „naród” (szlachta), mało tego podkreślano, że tylko oni wywodzą się od mitycznych Sarnatów. Pozostała część zamieszkujących ziemie polskie mieszkańców (chłopi, mieszczanie), oczywiście w ówczesnych ocenach, do narodu Polaków nie należeli. Pozwalało to szlachcie ograniczać ich prawa, łącznie z prawem wolności, o innych nie wspominając. Jeszcze gorzej i jeszcze dłużej, bo aż do lat 60-tych XIX wieku (reformy uwłaszczeniowej) było w carskiej Rosji. Tam szlachta była znacznie mniej liczna, a położenie ludności poddanej był wręcz tragiczne. Chłopi liczeni byli jako, „dusze”, które można było sprzedawać wraz z ziemią i z którymi można było robić wszystko. Ceniony przez wielu Dostojewski opowiadał jak w dzieciństwie bawił się chłopskimi dziećmi (proszę zwrócić uwagę na sformułowanie. Nie z chłopskimi dziećmi, a chłopskimi dziećmi. Chłopi byli dla szlachty przedmiotem, nie podmiotem w ich wzajemnych relacjach).

Przypominam te oczywiste i wydawałoby się wszystkim znane fakty z tego powodu, że w wyniku ostatniej wojny pojęcie narodu staje się znów modne, ponownie wykorzystywane jest przez polityków, w tym wypadku głownie przez rosyjskiego agresora. Odwołują się do niego rosyjskie elity, szukając uzasadnienia dla toczącej się w Ukrainie wojny. Rządowa RIA Novosti cytuje wypowiedź Władimira Putina. – Ukraina, Rosja i Białoruś to jeden naród. To, co dzieje się teraz w Ukrainie, to tragedia. W innej wypowiedzi (na konferencji prasowej, po rozmowach z białoruskim przywódcą Alaksandrem Łukaszenką) Putin stwierdza wręcz, że  Rosja to naród trójjedyny. To, co dzieje się teraz na Ukrainie, jest tragedią, ale Rosja nie miała wyboru- dodawał.

W jaki sposób Putin definiuje naród stwierdzić nie sposób tym bardziej, że  czyni to tylko na użytek propagandy i to tylko na potrzeby frontu zachodniego. Trudno bowiem, by używał argumentu nacjonalistycznego (odwoływał się do mitycznej wspólnoty słowiańskiej itp.) np. w stosunku do ludów Kaukazu, Mongołów, czy ludów dalekiej Syberii. Elity wielokulturowej Rosji szukając możliwości swej ekspansji w aż tak wielu kierunkach rzeczywiście muszą dokonywać wręcz ekwilibrystycznych zabiegów propagandowych. Co ciekawe, Rosja wykorzystuje w wojnie w Ukrainie zwłaszcza przedstawicieli swych mniejszości narodowych. To oni stają się tym przysłowiowym mięsem armatnim, zresztą jak mówi sam Putin niezbyt cennym, wartym mniej od traconego sprzętu. Nie wiem jakich argumentów używają rosyjscy propagandyści, by tę grupę mieszkańców Rosji do udziału w wojnie zachęcić? Czy tylko materialnych, obiecując tej zubożałej części swego społeczeństwa jakiś żołd oraz możliwość pozyskania łupów? Im głębiej przyglądamy się tej wojnie, tym bardziej wydaje się ona absurdalna.

Zostawmy dziś jednak z boku tak szerokie rozważania. Skupmy się dziś tylko na tzw. „jedności narodów Rosji, Białorusi i Ukrainy”. Pomińmy też to, że tożsamość narodową większość spośród ludności zamieszkujących te państwa (chłopi i mieszczanie) społeczeństw uzyskała dopiero w drugiej połowie XIX wieku, a ostatecznie ukształtowała się ona dopiero w czasach ZSRR. Dodać tu od razu należy, że nie jakiegoś jednego państwa, lecz wspólnoty rzekomo suwerennych republik. Niemniej jednak wspólnoty, z której każdy (przynajmniej tak deklarowano) mógł wystąpić. Faktycznie idea ZSRR służyła odbudowie imperializmu rosyjskiego, ale o tym mieszkańcom różnych republik oczywiście nie mówiono. Już wówczas, już w czasach ZSRR propaganda rozmijała się z odczuciami społeczeństw różnych republik. Rewolucja 1918 roku powstrzymała jednak proces brutalnej rusyfikacji, od tego czasu Rosjanie musieli przeprowadzać ją nieco delikatniejszymi, bardziej subtelnymi metodami. Wprawdzie Rosjanie migrowali na tereny ościennych republik, dzięki tajnym służbom mogli w nich szybciej awansować, ale nie mogli tam zdobyć dominacji. Tak jak carska Rosja istniała zbyt krótko, by mogło w jej czasie dojść do unifikacji kulturowej społeczeństw terytoriów zagarniętych dopiero pod koniec XVIII wieku (a wiec przez zaledwie 120-150 lat), tak i ZSRR istniał zbyt krótko, by ten proces zakończyć. Pamiętajmy, że dzisiejsze ziemie Białorusi i Ukrainy to ziemie I, II i III zaboru rosyjskiego (poza Ukrainą Naddnieprzańską włączoną do Rosji w wyniku traktatu pokojowego z Rosją w 1686 roku. Część ziem Ukrainy w wyniku rozbiorów zagarnęła Austria. Ostatni, III rozbiór miał miejsce w 1795 roku.).

Powtarzam, 120 a nawet 200 lat to okres zbyt krótki, by mogło w nim dojść do ujednolicenia kultury tych społeczeństw.  Podobnie zresztą i wcześniej, w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów, polska szlachta miała zbyt mało czasu, by doszło do pełnego spolonizowania elit tych społeczeństw, nie mówiąc już o szerokich masach.

 Tak więc o przynależności społeczeństw dzisiejszej ludności Białorusi i Ukrainy przez setki lat nie decydowały one same, lecz była ona im narzucana. Obca zależność, czy to od Rzeczypospolitej Obojga Narodów (podkreślam tę nazwę, bowiem nie Polski, o czym chcę przypomnieć polskim nacjonalistom. Są niestety i tacy), czy to od Rosji, wyciskała jakieś piętno na ich kulturze, ale przecież wciąż zachowywali oni poczucie swej odrębności. Sięgali w tym do różnych argumentów historycznych, ale o ich wspólnocie decydowały – w moim odczuciu – głównie interesy terytorialne, ekonomiczne.  Nie bez znaczenia były tu też kwestie prawne. Wraz z upadkiem caratu zostały zniesione różnice społeczne. Pojawiło się poczucie obywatelstwa, wspólnoty prawnej. Wydaje mi się, że stało się ono ważniejsze nawet niż poczucie narodowe. Bycie obywatelem Ukrainy. Białorusi, Rosji… Polski… jest ważniejsze od tożsamości narodowej. Nie ma więc i nigdy nie było żadnej wspólnoty narodowej Rosjan, Białorusinów i Ukraińców.

O jakiej więc wspólnocie mówi Putin. Czyżby odwoływał się aż do Waregów (skandynawskich wojowników – rozbójników z terenów Skandynawii i nadbałtyckich), czyżby naród pojmował genetycznie. Mógłbym mu zarzucić nacjonalizm, a nawet rasizm, gdyby nie to, że przecież – jak wspomniałem –  używa on tej argumentacji wyłącznie w swej polityce wewnętrznej i na potrzeby ekspansji zachodniej. Nie Putin rasistą nie jest. To tylko egoistyczny psychopata, który sięga i po takie argumenty. Reprezentuje wyłącznie interesy własne i wąskiego kręgu swej rodziny oraz różnych oligarchów. Nacjonalizm jest w jego polityce tylko cynicznie wykorzystywanym narzędziem. Mówiąc o Ukrainie, o obecnej w tym kraju wojnie powinniśmy mieć świadomość, że nie jest to żadna wojna narodowa. Jest to wojna egoistycznych, oligarchicznych elit, które wykorzystują argumentację narodową w celu uzasadniania swej polityki. Polityki, której celem jest eksploatowanie tak ludności obszarów podbitych, jak i własnego społeczeństwa. Nie zapomnijmy bowiem i o tym, że koszty takiej polityki ponoszą również tzw. zwykli Rosjanie. Mieszkańcy Rosji, niestety nie jej obywatele, gdyż ich prawa są tylko na papierze, a w rzeczywistości są oni dla Putina i jego oligarchów tylko zwykłym mięsem armatnim i płatnikami podatków.

                                                          Piotr Kotlarz

Obraz  wyróżniający:

Autorstwa Original: HalibuttSVG: ElCet – Ten plik jest pochodną pracą: Rzeczpospolita Rozbiory 3.png, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=93516981

Exit mobile version