To niby tylko taki techniczny termin, oznaczający metodę urabiania opinii publicznej odpowiednio spreparowanymi informacjami. Wydaje się, że nie warto poważnie o nim dyskutować. A jednak moim zdaniem, to jedna z najgroźniejszych plag ludzkości. Jakże niewinnie wyglądają plagi egipskie zesłane dla wsparcia Mojżesza w porównaniu z tym przekleństwem, odbierającym ludziom władzę sądzenia i rozumienia zjawisk! Zacząć trzeba od tego, co już Orwell uznał za początek zagłady ludzkości – od stałej obecności w domowych pieleszach natrętnego ekranu telewizora. Jeszcze nie we wszystkich, ale w ogromnej większości taki telewizor nadaje non stop. Niby nic takiego. Ludzie oglądają sobie równolegle do swoich zajęć i posiłków pogodę, ulubione seriale, teledyski, miliony reklam, wreszcie informacje z okolicy i dalszego świata. Ten kto nadaje wybiera z bezliku wiadomości i opinii jakieś konkretne, które uważa za słuszne i prawdziwe, albo tylko za słuszne, bo prawda nie ma akurat dla niego żadnego znaczenia. Zwykle nie decyduje sam o tej selekcji, tylko dostaje polecenia z góry, z tej samej góry, z której płyną środki na kupno nadajników, wysokie pensje i nagrody za wierną służbę. Odbiorca przed swoim ekranem uważa, że ma wystarczającą ilość własnego rozumu, żeby prawidłowo selekcjonować wieści, które wydają mu się zgodne z rzeczywistością i wartościami, jakie wyznaje. Jednak to złudzenie po długotrwałym bombardowaniu go perfidnie ułożoną mozaiką informacji coraz bardziej oddala go od prawdy i samodzielności sądzenia. Długotrwałe powtarzanie w różnych wariantach i przez różnych uczestników przekazu, że czarne jest białe i odwrotnie, sprawia, że zmanipulowany odbiorca zaczyna sobie myśleć, że chyba coś w tym jest, skoro z jego „okna na świat” płynie taki przekaz. W dobrze zorganizowanej maszynie propagandowej telewizja jest najważniejszym, ale nie jedynym kanałem atakowania świadomości. Więc taki urabiany widz znajduje potwierdzenie tezy że czarne jest białe również w radiu, w prasie, a w mojej Ojczyźnie również w kazaniach z ambon kościelnych. Wtedy już całkowicie przekonany zasypiając snem sprawiedliwego sam szepce do ucha żony, czy męża, albo nawet sam do siebie: „Faktycznie to tak musi być. Czarne jest białe. Zgadzam się z tym, bo przecież nie jestem idiotą, swój rozum mam i widzę co się dzieje. Ci, co twierdzą, że czarne jest czarne są oszustami i z pewnością służą jakimś wrogim mocom, które chcą mnie zgubić.” A żona, lub mąż, którzy przecież oglądają ten sam program w świętym telewizorze, odpowiadają: „Oczywiście, że masz rację. Ja też tak uważam w głębi swojego suwerennego sumienia” I już następnego dnia dzielą się z przyjacielem, lub przypadkowym znajomym swoją „samodzielnie wypracowaną opinią”, że ten i ten to wielki strateg i zbawca ojczyzny, a inny to niemiecki lokaj i zdrajca. Ponieważ w to wierzy i uważa za element swego światopoglądu, żadne fakty, czy polemiki już na niego nie działają. Jeśli ktoś się upiera, że czarne jest po prostu czarne, w osobniku zatrutym do szpiku kości propagandą budzi się agresja i mordercze instynkty obrońcy swojego rodzinnego gniazda z królującym tam telewizorem.
Marek Weiss Grzesiński
[Tekst publikowany był pierwotnie na Facebooku pana Marka Weiss Grzesińskiego. Tu za zgodą autora.]