Tę baśń najlepiej opowiadać w lecie kiedy noce są długie. W baśni wszystko jest proste, co ciemne jak noc – złe, co jasne jak dzień – dobre, latem Królowa Nocy ma malutkie królestwo i dobrze. W „Czarodziejskim flecie” Mozart tak właśnie wymalował świat grając, igrając z melodią, harmonią, rytmem. Najwyraźniej sam dobrze się bawił. Tego wieczoru publiczność bawiła się jeszcze lepiej, a najlepiej bez wątpienia bawili się wykonawcy. Nie ma chyba lepszego sposobu na ten singspiel jak oddać go studentom – już nie dzieciom, a jeszcze nie dorosłym. Zmontują z niego taki „flet” jakiego jeszcze nikt nie widział, choć wielu słyszało.
Przedstawienie studentów Akademii Muzycznej w Krakowie „zaprosiło cały świat”. Oni wystawili operę, lecz nie grali Mozarta, oni grali Mozartem. Wszystkich urażonych taki określeniem czytelników przepraszam, jednak ono najlepiej opisuje to co działo się przez dwa wieczory maja w Krakowie na ul. Św. Tomasza.
Zaczną od drobiazgów, ale to właśnie one budują teatr: aktorzy mieli swoje kostiumy (tu słuszniej byłoby powiedzieć „ciuchy”) czyli to co znaleźli w domu i mogło pasować – sukienki balowe, ślubne zdobiły trzy Damy i Taminę, kolorowe rajtki (tak) chłopców-dzieci, koszula flanelowa, szlafrok – Papageno, który zamiast dzwonków miał… okarynę czyli glinianego ptaszka wypełnionego wodą. Najodważniejszy kostium wybrał Maur, któremu z czarnej skóry został tylko czarny charakter, a własny motorowy 'hest’ dodawał mu bezdźwięcznego pytania „co ja tu robię?”. Sam Monostratos nie tylko doskonale poradził sobie z kostiumem, ale również z rolą i wokalnym zadaniem Maura.
Wszyscy wykonawcy jak doświadczeni aktorzy grali to co im się zdarzyło – gdy Papageno zaplątał się w wiszący sznurek z liśćmi, Tamino pociągnął ów sznurek dodając odpowiedni gest do nieplanowanej sytuacji, gdy Papageno skończywszy butelkę wina, tym co zostało na dnie podzielił się z… klarnecistą, klarnecista, sam dokończył ostatni łyk. Dyrygent, któremu na plecach usiadł koronkowo-nylonowy motyl też się dobrze bawił mimo trudnego zadania panowania nad orkiestrą zapatrzoną w to co się działo na scenie. Całą ta zabawa była jednak muzycznie doskonale dopracowana. Królowa Nocy poradziła sobie z arią – wyzwaniem dla wszystkich sopranów, Pamina i Tamino wdzięcznie oddali muzyką swoje uczucia a Papageno i Papagena rytmicznie plątali się w swoje „pa pa pa pa”.
O tym jak udało się w półtora tygodnia zmontować taką … karuzelę najlepiej opowiada dyrygent Maciej Tworek.
Agata Stawska – Skąd pomysł, żeby zaprosić do Akademii muzycznej Mozarta i jego Czarodziejski flet – jego ostatnią operę wymagającą tak wiele teatralnie jak muzycznie, a studentów do odegrania tej historii?
Maciej Tworek – Wykonanie oper w Akademii Muzycznej warunkowane jest możliwościami obsadowymi. Ponieważ wykładowcy wiedzą kto i jak śpiewa padła propozycja Czarodziejskiego fletu. Wiadomo, że potrzeba tam dobrych głosów pierwszoplanowych: Królowa Nocy, Pamino, Tamina, Papageno, więc to musi być naprawdę duża obsada. Akurat Wydział III dysponuje takim zestawem chociaż wiadomo, że każdy ma inne możliwości, jednak było to możliwe. Mozart to jest kanon i wykonanie Mozarta, też jeśli chodzi o treść jest wartością samą w sobie więc pomysł, żeby to był Czarodziejski flet był trafiony.
AS – To nie jest łatwa opera nawet jeśli autor nazwał ją tylko singspiel, trzeba mieć dużo doświadczenia, żeby oddać jej treść aktualną zawsze i nie zrobić z tego tylko bajki, którą również jest. Aria Królowej nocy do dziś jest legendą i wyzwaniem, studencka królowa owszem sobie poradziła z tym wezwaniem.
MT – Tak, poradziły sobie obie królowe, wszystkie obsady się sprawdziły, a były dwie, każda na jeden spektakl choć ten sam był Papageno i Tamino.
AS – W jednym speltaklu nawet Papageno był podwojony, pierwszy akt wyśpiewał jeden a w drugim akcie zastąpił go inny, to pomysł reżyserski?
MT – Każdemu chcieliśmy dać możliwość, to jest dydaktyka przede wszystkim. Pedagodzy wzięli odpowiedzialność za swoich studentów i ich możliwości. W przyszłym roku będą inni studenci i być może będzie barokowa opera.
AS – „Czarodziejski flet” jest jednak wściekle trudnym wyzwaniem nawet dla doświadczonych solistów, śpiewaków, aktorów. Czy pedagodzy nie chcieli wybrać czegoś łatwiejszego, bardziej oczywistego repertuaru.
MT – Studenci śpiewają inne opery, Xerxses” Haendle, Dydona i Eneasz, ale teraz propozycja była, żeby zrobić operę orkiestrą kameralną. Od muzyki barokowej mamy orkiestrę barokową, ale tu padło pytanie w moją stronę, czy nie możemy zaangażować orkiestry kameralnej, która gra od klasycyzmu w górę. Padło na Mozarta.
AS – I padło też na takie libretto, które można zaśpiewać po polsku. Publiczności łatwiej zrozumieć, a aktorom łatwiej się nauczyć. Mogą też zagrać aktorsko nie tylko zaśpiewać, a w tym wykonaniu „Czarodziejski flet” zabrzmiał bardzo aktualnie.
MT – Tak, dla publiczności to było świetne rozwiązanie, bo mogli brać udział w akcji, nawet dzieci się bawiły.
AS – Gdy Polacy po polsku słyszą co się dzieje na scenie to bez wątpienia łapią detale aktualne i można sobie pozwolić na odważniejsze aktorstwo. Tak też się stało. Papageno i Papagena doskonale bawił się, siebie nawzajem i wszystkich innych, Sarastro z definicji był poważny, a Królowa nocy z definicji okrutna. Właściwie w tym spektaklu nawet… francowata.
MT – No tak… i dostała brawa… wykonanie oper na Akademii Muzycznej tak naprawdę uwarunkowane jest możliwościami obsadowymi, a tej operze jest bardzo duża obsada solistyczna i to muszą być dobre głosy. Akurat takim zestawem dysponuje Wydział III. Może każdy z wykonawców dysponuje innymi warunkami, ale było to możliwe. Mozart to kanon i klasyka, a „Czarodziejski flet” jeśli chodzi o treść jest wartością samą w sobie. Jednym słowem pomysł trafiony.
AS – Bez wątpienia, ale to nie jest łatwa opera, trzeba mieć mnóstwo doświadczenia żeby dośpiewać arię Królowej nocy nie tylko muzycznie ale i emocjonalnie.
MT – Tak, to prawda, oba spektakle mi się podobały i wszyscy, którzy brali udział będą pamiętali to doświadczenie do końca życia. Za wykonanie muzyczne i wokalne arii wzięli odpowiedzialność pedagodzy.
AS – Opera w wykonaniu młodzieżowym ma swoje atuty i niebezpieczeństwa, czy studenci mieli swoje pomysły, czy chcieli coś wyciąć, dodać, zmienić, zaproponować w scenografii?
MT – To był mój warunek, żeby wystawić całą operę, żeby nie było żadnych vide ze względów etycznych, żeby poznali cały utwór. Oczywiście były tam też drobne skróty w porównaniu z tekstem niemieckim, ale one nie ingerowały w treść. Muzycznych skrótów nie było żadnych, a teksty między ariami było skomponowane przez reżysera i pedagogów.
AS – A kto proponował rekwizyty? Czarodziejski flet to była okaryna, prosty gliniany ptaszek tym razem bez wody w środku, a dzwonki Papageno nawet nie wyglądały jak dzwonki.
MT – Okaryna i dzwonki to już był pomysł reżysera i scenografki, ale były też pomysły studentów. Monostratos miał swój pomysł. Według scenariusza jest murzynem – postacią czarnoskórą i co z tym zrobić? Daniel Domarecki (Monostratos) jest motocyklistą i wymyślił, że przyjdzie w motorowym stroju.
AS – I pasowało, przestał być czarny, ale nie przestał być nieprzewidywalny. Był jednym z najlepszych aktorów, śpiewał dobrze i grał równie dobrze.
MT – Bez zahamowań…
AS – A stroje aktorów? To taki pomysł na teatr bez teatru. To nie były kostiumy, to były czasem zwykłe ciuchy – koszula, spodnie, sukienka imprezowa.
MT – Oni mieli swoje stroje, czasem reżyser mówił, że to jest za jaskrawe, to za mało jaskrawe, ale oni mieli swoje stroje. Trzy dany umawiały się, że będą miały takie same, tego samego koloru.
AS – Może tak, ale nie wyglądało jak konieczność skromnego studenckiego teatru tylko jak pomysł reżysera.
MT – Koncert się odbył w warunkach studenckich. To była scena koncertowa Akademii czyli miejsce nijakie dla przedstawiania opery a oni, reżyser i scenografka zrobili cuda. W partyturze jest też największa orkiestra – 3 waltornie, 3 puzony, czelesta i wszystko się udało. W niedzielę przyszło tylu widzów, że część się nie zmieściła.
AS – A jak się pracowało ze studentami muzykami orkiestry? Czasem było słychać ich kłopot, na przykład instrumentów dętych… nie przyczepiam się tylko jestem ciekawa jak dyrygent sobie z tym radził.
MT – Zdaję sobie sprawę, że to nie było doskonałe wykonanie, ale najważniejsze, że reakcja publiczności odpowiadała zawodowej operze, a na koniec arii były brawa i była zabawa. Uważam, że w takiej baśni bawili się dorośli i dzieci, o to chodziło. Ale usprawiedliwiam tu studentów za drobne wpadki ponieważ orkiestra pierwszy raz grała operę. To były dwie godziny muzyki i trzy godziny koncentracji w niewygodnych warunkach. Na przygotowanie miała półtora tygodnia ćwiczeń. Poza tym na występie muzycy z orkiestry oglądali to co się działo na scenie, co też ich wyłączało ze śledzenia swojej partii. W operze trzeba mieć takie doświadczenie, żeby się na pięć minut wyłączyć i oglądać, ale bez doświadczenia się tak nie da zrobić. Aktorzy byli bardzo absorbujący stąd się brały te niedostatki, raczej zrzuciłbym to na karb niedoświadczenia. Ważniejsze jednak są wnioski – uważam, że takie rzeczy powinny się dziać na uczelni, bo to konsoliduje ludzi. Spotykają się różne wydziały w jednym projekcie, trzeba mieć jednak na to więcej czasu. Teraz mieliśmy orkiestrę, chór, dwie obsady i półtora tygodnia oraz salę Akademii wcale nie na wyłączność. Po próbie trzeba było rozmontować wszystko, bo popołudniu był koncert. To co się wydarzyło zaliczam w kategoriach cudu.
Muzyka wymaga świeżości, to jest muzyka, która emanuje młodością, muzyka z fantazją i dla ludzi którzy mają dystans do siebie a z drugiej strony dla ludzi, którzy są bardzo skrupulatni. Mozart jest bezwzględny. Próbowałem przemycić tę motorykę, która się zawiera w muzyce, bo to jest majstersztyk, tam jest opowieść w dźwiękach od początku do końca, gdy Papageno się chce powiesić to muzyka mówi co mamy o tym myśleć…
AS – A pointa?
MT – to co się wydarzyło, te dwa spektakle i półtora tygodnia pracy pozostawiło we mnie tak pozytywną energię i to co uwielbiam w pracy ze studentami – czysta, ekologiczna energia. Jakby się dało czerpać energię z jakiego czystego źródła to to jest takie źródło. Ludzie młodzi dają całą swoją spontaniczność, są jak zakochani – bardzo otwarci i bardzo łatwo ich zranić. To trzeba umieć dostrzec, ocenić i pozwolić im być w tym wolnymi i… cuda się dzieją. Niedoskonałości, które się zdarzają to, dam sobie rękę uciąć, takie wykonanie które niesie w sobie szczere, ekologiczne zaangażowanie, będzie znajdowało więcej odbiorców niż takie … czyściutkie. To idealne nie trafi. Muzyk jest nośnikiem emocji i dlatego w Akademii Muzycznej wydarzyło się coś dobrego.
AS – Nie mogło być lepszej pointy. Dziękuję
Wolfgang Amadeusz Mozart „Czarodziejski flet”
Studenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej Krzysztofa Pendereckiego
Orkiestra Kameralna AMKP
Maciej Tworek dyrygent
Błażej Peszek reżyseria, scenografia, kostiumy
Olga Tsymbaluk przygotowanie muzyczne, korepetytor solistów
Dominika Peszko, Piotr Jaworski przygotowanie muzyczne warstwy scenicznej
Adam Korzeniowski/ Renata Stec-Fill przygotowanie chóru
Adrianna Bystrzycka scenografia świetlna, projekcje multimedialne
Dorota Sawka opracowanie i tłumaczenie tekstów
Sarastro _ Jan Spytek
Tamino – Piotr Kalina
Pamina – Anna Wrzosek-Lasota
Królowa Nocy – Elżbieta Pikoń
Papageno Karol Mieliński (I akt), Zbigniew Żdżarski (2 akt)
Papagena – Julia Surushkina
Monostratos – Daniel Domarecki
I Dama – Wiktoria Oleksinska
2 Dama – Magdalena Sowa-Zyzańska (1 akt), Magdalena Szlachta (2 akt)
3 Dam – Justyna Odon
1 Dziecko – ChenyangZhao (1 akt), Patrycja Wiatr (2 akt)
2 Dziecko – Binxing Lin (1 akt), Małgorzata Iwan (2 akt)
3 Dziecko – Ziqi Xun (1 kt), Ksenia Łukaa (2 akt)
Sprecher/Kapłan – Maciej Centarski
1 Kapłan – Peng Zhao
2 Kapłan – Jiang Zhao
1 Zbrojny – Botao Fu
2 Zbrojny – Jakub Trałka
Obraz wyróżniający: Prasowa ilustracja paryskiej premiery, 1865. Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych mediów.