Mikołaj Sęczawa. Fot. Marek Baran
Wystawa „Pejzaż miejski C 19-22”
Mikołaj Sęczawa
Galeria Punkt
Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki
Pierwsza reakcja jaka mi towarzyszyła po zobaczeniu obrazów Mikołaja Sęczawy to zdziwienie. Czegoś mi w tych obrazach brakowało. Po chwili namysłu dostrzegłem, że na wszystkich obrazach jest precyzyjnie przedstawiona architektura, ale nie ma ludzi. Nie ma też roślin, zwierząt, samochodów. Przestrzeń jest jak po kataklizmie, który nie zniszczył efektów ludzkiej aktywności. Jak się okazało był to świadomy zabieg artysty – zostałem dotknięty „błędem cyfrowym”.
Moje pierwsze skojarzenia pobiegły w kierunku początkowej fazy rozwoju fotografii, w której długie czasy naświetlania powodowały, że ludzie (i dorożki) odzwierciedlane były w postaci snujących się plam lub znikały bez śladu. Dopiero po pewnym czasie fotografia pozwoliła utrwalić ludzkie postaci. W malarstwie Sęczawy usunięcie postaci jest zabiegiem przemyślanym i celowym.
Zakłócony odbiór cyfrowy
Czasami słyszę, że ktoś zna twórczość, bo widział reprodukcje w Internecie. W przypadku obrazów Mikołaja Sęczawy jest to złudne wrażenie. Plakat zapraszający na wystawę został skomponowany na czarnym tle. Również mój telefon mam skonfigurowany tak, że widzę wszystko na czarnym tle. Przeżyłem duże zaskoczenie, gdy zobaczyłem obrazy na jasnych przestrzeniach galerii Punkt. I nie był to wyłącznie element estetyczny – na czarnym tle sprawiają one dojmujące, klaustrofobiczne wrażenie. W galerii zyskują przestrzeń, oddech. Moje skojarzenia powstałe za sprawą ekspozycji na czarnym tle musiałem zweryfikować. Idąc na wystawę spodziewałem się gęstej, ostrej, zamkniętej atmosfery jak na obrazach Edwarda Hoppera. Tymczasem w galerii zobaczyłem przestrzeń jakby wychodzącą z obrazów i wylewającą się na ściany galerii. To co wydawało się zamknięte zyskało oddech i światło. To co wydawało się skupione – wręcz eksplodowało.
W tym momencie warto zaapelować do miłośników sztuki- przychodźcie do galerii. Cyfrowe kopie mogą być mocno zdradliwe. Reprodukcje prac możemy oglądać na fan- page’u artysty, ale warto wykorzystać czas, kiedy możemy się nimi cieszyć w galerii.
Czas Covidu, czas wojny
Prace powstawały w czasie zamknięcia. Artysta nie chce ich identyfikować z tamtymi wydarzeniami, gdyż uważa, że sytuacja zamknięcia nie miała wpływu na zmianę jego twórczość. Twierdzi, że już wcześniej malował w podobny sposób.
Jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że wyludnione miasta to jeden ze znaków czasu przerażenia i zarazy jaki przeżyliśmy. I chociaż teraz go wypieramy – odcisnął się on na nas. Niektórzy artyści do dzisiaj borykają się z blokadami twórczymi, niektórzy radykalnie zmienili swoją twórczość.
Stronę internetową Mikołaja Sęczawy warto odwiedzić również z innego powodu. Widać na niej, że od czasu wybuch wojny rosyjsko – ukraińskiej radykalnie zmienił się styl jego wypowiedzi artystycznej. Artysta zaczął zamieszczać rysunki architektury, ale są one wykonane już bez charakterystycznej dla „fazy c 19- 22” dokładności. Są to rysunki tuszem przy wykorzystaniu wyłącznie czarnego koloru. Tematyka jedynie pozostała taka sama: architektura bez ludzi i wszystkiego, co może swym ruchem zachwiać stworzoną przez twórcę statykę.
Orłowskie liceum na początku
Sęczawa jest absolwentem trójmiejskiej Państwowej Szkoły Sztuk Pięknych im. Magdaleny Abakanowicz. W czasie, kiedy się w niej uczył inspirowała go fotografia artystyczna. Być może z tamtych pasji wynika miłość do form statycznych i niechęć do wyrażania ruchu w jego obrazach. Być może to fotografia wyrobiła w nim potrzebę zwracania uwagi wyłącznie na przestrzeni, którą może w swoich obrazach w pełni kontrolować.
Nasz człowiek w Łodzi
Studia artystyczne Mikołaj Sęczawa rozpoczął i ukończył w Akademii Sztuk Pięknych im. Strzemińskiego w Łodzi. Był to świadomy wybór. Śledząc listy studentów naszej ASP można dojść do wniosku, że talent plastyczny jest dziedziczny. Tak wiele jest takich samych nazwisk: profesorów i studentów. Tę naszą tradycję Mikołaj Sęczawa (syn profesora ASP Wojciecha Sęczawy) raczył przełamać. Studia na łódzkiej uczelni spowodowały, że w twórczości artysty nie ma charakterystycznych dla absolwentów gdańskiej uczelni zapożyczeń stylistyk. Jest to malarstwo świeże, zdecydowane i przemyślane. Na dodatek Mikołaj Sęczawa w tym co robi jest szczery. Brak odwołań do lokalnych tradycji plastycznych powoduje, że czuje się chyba pewniej – sprawia wrażenie osoby śmiało patrzącej w swoją artystyczną przyszłość.
Film animowany na początek
W czasie studiów Mikołaj inspirował się filmem animowanym. Nawet jedną ze swoich prac dyplomowych przedstawił w postaci filmu. Była to animacja wykonana według tradycyjnych wzorców.
„Moje animacje były zrealizowane przy pomocy klasycznych metod. Zbudowana była lalka animacyjna i stworzony został mały plan zdjęciowy na stole. Jeszcze tak można robić animacje”.
Mikołaj Sęczawa
Błąd cyfrowy
Wspomniany na początku tego tekstu „błąd cyfrowy” jest celowym zamysłem artystycznym. Autor używa go w by wciągnąć widza w dialog z jego obrazami. Tłumaczy on brak elementów dynamicznych w zaprezentowanych obrazach.
„Łatwo jest usunąć element zmienny: człowieka, samochody, aktywa ruchome – żywe, zostawić niemych światków całej sytuacji. W moich kompozycjach mogę przenieść widok fasady ze środka nocy w pejzaż dzienny, całkowicie zmienić kolor. Przez brak dominującego detalu- na przykład okien- mogę wzbudzić emocje”.
Mikołaj Sęczawa
Imersja
To trudne słowo, będące istotną ideą w twórczości Mikołaja Sęczawy. Oznacza ono element, który umieszcza się miedzy obiektem a obserwatorem. Pozwala on inaczej zinterpretować zjawisko. Najczęściej metoda imersji stosowana jest w obserwowaniu zjawisk przez mikroskop. Obserwator celowo „zakłóca” obraz przez wprowadzenie dodatkowego obiektu, co pozwala na zaobserwowanie zjawiska w innym kontekście.
„Stworzyłem koncepcję błędu ukrytego w obrazie. Coś jest niedopowiedziane, przesunięte, wprowadzony jest delikatny błąd, który tworzy imersję. Odbiorca chce się zatracić w obrazie, ale coś mu nie pasuje. Wprowadza go to w lekki niepokój przy odbiorze obrazu”.
Mikołaj Sęczawa
Obraz matematyczny
W twórczości Mikołaja Sęczawy nie sposób dostrzec geometrii. Kompozycje są oparte na matematycznych schematach, co powoduje, że czujemy spokój, który jest zakłócony drażniącym nas akcentem. Jest to zabieg celowy.
„Moje kompozycje są wyliczone matematycznie. One są specjalnie komponowane w ten sposób. Pod pretekstem ładnej kompozycji chciałbym, żeby moje obrazy wzbudzały jakiś dziwny niepokój. Matematyka jest zaburzona na poziomie projektowania (szkicowania) obrazu”.
Mikołaj Sęczawa
O swojej koncepcji artysta potrafi bardzo szczegółowo opowiadać:
„Moja sztuka jest syntetyczna, zgeometryzowana, bardzo uproszczona. Pewne rzeczy mają być zatracone. Wynika to z założonego błędu – nie widać okienek, bo są w cieniu i zaburzają geometrię całej kompozycji. Zaburzenie ma wprowadzać niepokój przy poprawnej kompozycji, dobrze dobranych kolorów – gdzieś ma być ten zgrzyt. Chcę, żeby mój odbiorca stanął przed obrazem i zastanawiał się co jest nie tak. Chciałbym, żeby widz został wciągnięty w środek obrazu”.
Mikołaj Sęczawa
Inspirujący tata
Zwykle temat artystycznego domu jest tym zagadnieniem, od którego młodzi twórcy starają się uciekać. Mikołaj Sęczawa jest dumny z tradycji rodzinnych. Jego ojciec jest profesorem gdańskiej ASP, utalentowanym rzeźbiarzem. Temat inspirującego ojca zainicjował Mikołaj Sęczawa co pozbawiło mnie niezręczności w zadaniu mu pytania o koneksje rodzinne. Twórczość obu artystów jest różna. Obaj używają w swoich pracach kompozycji geometrycznych, ale kreska Mikołaja jest delikatna i precyzyjna. Kreski Wojciecha są mniej dokładne, a farba nakładana grubo i jakby z rozmachem.
Inspiracje pozarodzinne
Poza inspirującym ojcem – Mikołaja Sęczawę inspiruje Mark Rothko:
„Mark Rothko wprowadza w hipnotyczny trans, który zatrzymuje widza, buduje taki niepokój- nie wiadomo w jaki sposób. On potrafił wzbudzać emocje, które trudno jest opisać, a które wpływają na odbiorcę i kierują go”.
Mikołaj Sęczawa
Moje sugestie dotyczące inspiracji Edwardem Hopperem nie okazały się zasadne. Mogę się z nich jedynie wycofać po obejrzeniu obrazów w galerii. Ale oglądając je w Internecie można odnieść wrażenie, że klimat Hoppera w nich jest. Niestety (albo na szczęście) stojąc przed oryginałami – odczuwa się przestrzeń i lekkość w przeciwieństwie do gęstej i duszne atmosfery dominującej u Hoppera.
Analiza jednego obrazu
Do szczegółowego opisu wybrałem tryptyk z czerwonymi akcentami. Obrazy są bez tytułu. W ocenie artysty tytuł ogranicza pole interpretacyjne a nawet potrafi wymusić na widzu skojarzenia.
Pierwsze spojrzenie, co dotyczy zresztą wszystkich obrazów, łączy się z myślą „ja to znam”. Nie tylko mnie to się zdarzyło. Rozmawiając z zaproszonymi gośćmi zauważyłem, ze wszyscy poszukujemy znajomych sylwet budowli, które mamy w pamięci. Ostatecznie okazało się, że przedstawione budynki są w Łodzi – miasta, którego nie znam.
Trzy obrazy składające się na opisywany tryptyk mają wspólny element, jakim jest czerwony prostokąt. W obrazie centralnym jest on elementem dominującym: jest największy. Jest on tak umieszczony, że zajmuje całą szerokość płótna. Poniżej dostrzec można drugi, mniejszy element płynnie przechodzący na obraz prawy, który poza nim ma jeszcze tylko jeden mały czerwony element na horyzoncie. Lewy obraz tryptyku to dwa pionowe akcenty czerwone, które przyciągają nasze spojrzenie, wcześniej podążające naturalnie w prawą stronę.
Czym jest główny czerwony element? Dla mnie to jest potężna hala hipermarketu. Umiejscowienie takiego obiektu w centrum byłoby podkreśleniem miejskości i metropolitalności przestrzeni. Za taką interpretacją przemawia też kilkupasmowa droga z lewej strony zdefiniowanej przeze mnie hipermarketowej hali. Drugim elementem potwierdzającym tę hipotezę jest parking po prawej stronie. Inne budynki są oddalone od hali, nie ma zwartej zabudowy wokół, nie można dostrzec budowli sakralnych. Wszystko to powoduje, że możemy domniemywać, iż jesteśmy na przedmieściu, w miejscu, do którego przyjeżdżamy w określonym celu i z którego wyjeżdżamy – tam gdzieś za horyzont, do którego kieruje nas czerwona plama na prawym obrazie. Cały horyzont jest złożony z wysokiej zabudowy, której możemy się jedynie domyślać po konturach. Ciekawym elementem jest ciemniejszy, szary element na lewym obrazie. Wygląda trochę jak nowoczesna bryła budowli sakralnej, ale mnie skojarzyła się ze statkiem. Oczywiście w Łodzi trudno wyobrazić sobie dalekomorski statek, ale być może jest to wyobrażenie nadmorskich tęsknot twórcy i chęć zaznaczenia jego korzeni?
Czy nasze wielkomiejskie życie nacechowane jest głownie konsumpcją symbolizowaną w obrazie największą czerwoną plamą? Możemy się z tym nie zgodzić, ale coraz częściej to konsumpcyjny tryb życia jest wyznacznikiem naszych dążeń i aspiracji. Centra handlowe stają się też głównym celem wypraw mieszkańców mniejszych ośrodków, dla których galeria handlowa jest synonimem miejskiego stylu życia. Nawet wykształceni, ambitni ludzie nie kryją, że centrum handlowe to główny cel ich przyjazdów do dużego ośrodka miejskiego. Żyjąc na co dzień w miastach obwarzankowych – ciesząc się ciszą i spokojem, tęsknią za rytmem i stylem życia jaki mogą poczuć w centrum handlowym wielkiego miasta.
Mnie obraz Mikołaja Sęczawy skłonił, jak widać, do refleksji, co jest cechą dobrej twórczości. Polecam wystawę w Galerii Punkt i mam nadzieję, że obrazy artysty staną się pretekstem do podobnych (albo wręcz przeciwnych) skojarzeń.
Marian Walczak
Pejzaż metropolitalny
Wystawa „Pejzaż miejski C 19-22”
Mikołaj Sęczawa
Galeria Punkt
Gdańskie Towarzystwo Przyjaciół Sztuki
Mikołaj Sęczawa i Beniamin Koralewski. Fot. Marek Baran.
Praca 1 Mikołaja Sęczawy. Fot. Marek Baran.
Praca 2 Mikołaja Sęczawy. Fot. Marek Baran.
Praca 3 Mikołaja Sęczawy. Fot. Marek Baran.
Praca 3 Mikołaja Sęczawy. Fot. Marek Baran.
Wojciech Sęczawa. Fot. Marek Baran.