Wojna spowodowana agresją Rosji na Ukrainę trwa już ponad cztery miesiące. Na froncie żadnej ze stron nie udało się osiągnąć przewagi, choć całkowitą porażką zakończyła się próba zdobycia Kijowa i rozstrzygnięcia wojny w kilka dni, tygodni. Porażką zakończyły się również kolejne plany operacyjne Rosjan, którzy przegrali już definitywnie na polu polityki zagranicznej. Rozszerza się NATO, Ukraina otrzymuje pomoc od wielu społeczeństw Świata. Nie tylko od rządów, ale właśnie od społeczeństw. „Sojusznicy” Rosji wspominają wprawdzie, że z Rosją wciąż handlują Indie, Chiny, Brazylia, ale czy społeczeństwa tych państw organizują różnego rodzaju zrzutki, składki, na broń dla Rosjan? To zasadnicza różnica.
Trwająca wojna jest kosztowna nie tylko dla Ukrainy, Rosji, ale dla ludności całego świata. My, Polacy, odczuwamy to w cenach paliwa, w rosnącej inflacji, wielu społeczeństwom grozi wręcz głód. Wielu chciałoby szybkiego zakończenia wojny. Takich, którzy czynią to z tego powodu, że wojna im w jakiś sposób doskwiera można nawet zrozumieć, choć i im warto uświadomić pewną krótkowzroczność. Są jednak i tacy, którzy wręcz nie chcą klęski Rosji, liczą na jej odbudowanie się i odgrywanie przez nią wciąż mocarstwowej polityki. Ci nawołują do szybkiego rozejmu, nawet do zgody rządu Ukrainy na aneksję jej terytoriów przez Rosję.
Militaryści, imperialiści, ludzie o takich poglądach żyją nie tylko w Rosji, takich spotykamy wszędzie. Są dziś w przeważającej mniejszości, ale w wielu krajach wciąż mają dość znaczne wpływy. To oni w mojej ocenie są zwolennikami szybkiego, korzystnego dla Rosji zakończenia tej wojny. W ich imieniu wypowiadają się bliscy ich poglądom publicyści i tzw. analitycy. Niektórzy czynią tak zapewne za środki płynące ze środowisk imperialnych, niektórzy to w mojej ocenie tzw. „pożyteczni idioci”.
Na łamach prasy od kilku tygodni napotykam na szereg artykułów, wypowiedzi mówiących o tym, że Ukraina jakoby tej wojny wygrać nie może, głosy nawołujące władze Ukrainy do zawarcia „rozejmu”, później być może ich akceptacji na „jakieś” rosyjskie aneksje. Byli wojskowi lub polityczni analitycy dokonują oceny wydarzeń na froncie… Oczywiście są one puste, można z góry założyć, że bezpodstawne, gdyż nikt z nich nie ma dostępu do tajnych informacji, nikt (ja też) nie wie na jaki etapie są dostawy broni, szkolenia, plany strategiczna obu stron. Wydarzenia z frontu, zajęcie jednego, nawet kilku miast, przesunięcie się linii frontu o kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów w jedną lub drugą stronę o niczym nie świadczy.
Wojna w Ukrainie wciąż trwa. Jej końca nikt przewidzieć nie może. Władimir Putin stwierdził, że nie ma obecnie konieczności podawania daty zakończenia „specjalnej operacji wojskowej” w Ukrainie. Na marginesie wyjaśnię, że owa „specjalna operacja wojskowa” polegać miała na denacjonalizacji narodu ukraińskiego, wręcz fizycznej likwidacji jego elit, likwidacji suwerenności jego państwa. Czy to państwu czegoś nie przypomina? Czy to nie takie same hasła wobec naszego narodu głosiły hitlerowskie Niemcy? Zostawmy jednak dziś to zagadnienie z boku. Dziś interesują mnie tzw. „analizy” domorosłych analityków.
Przyjrzyjmy się wypowiedziom jednego z nich. Pisze na łamach portalu onet.pl Marcin Wyrwał: Kiedy w maju alarmowałem, że Ukraina przegrywa wojnę, uznawano mnie za defetystę. Minął miesiąc i zachodni eksperci otwartym tekstem mówią o możliwości przegrania tej wojny. Dziś, zamiast tego, kto ją wygrywa, ważniejsze jest inne pytanie: czy Zachód w ogóle jest w stanie utrzymać Ukrainę w grze? […] Pod koniec maja napisałem dwa teksty („Stan na dziś. Ukraina przegrywa tę wojnę” i „Chciałbym się mylić w sprawie Ukrainy. Ale zła prawda jest lepsza od żadnej”), w których alarmowałem, że w tym momencie Ukraina przegrywa wojnę, apelując o realistyczne spojrzenie na sytuację, bo tylko w ten sposób możemy właściwie na nią reagować.
Przy okazji pan Marcin Wyrwał zajmując stanowisko w kwestii wojny w Ukrainie próbuje uzasadnić swą „wiedzą”. Pisze: Moja diagnoza nie wynikała z żadnych wybitnych zdolności analitycznych. Korzystałem z tych samych internetowych źródeł, co większość ekspertów opisujących wojnę z Warszawy. Jednak w odróżnieniu od nich, przez cały czas podróżowałem wzdłuż frontu, rozmawiając z urzędnikami, dowódcami, zwykłymi żołnierzami oraz po prostu widząc, co się dzieje. Czy rzeczywiście ludzie, z którymi rozmawiał ten dziennikarz dysponowali i dysponują wiedzą wystarczającą do wysuwania tak daleko idących ocen.
Pojawiają się tu dwa zagadnienia. Po pierwsze, kto na danym etapie wygrywa wojnę? Po drugie w jaki sposób można „realistycznie spoglądać na sytuację” i na nią reagować?
Nie wiemy dziś tego kiedy zakończy się ta wojna. Ocena bieżących działań wojennych nie upoważnia do wypowiedzi typu, kto tę wojnę „dziś” wygrywa lub przegrywa. To nie mecz piłkarski. Wojnę, jak wszelkie wojny, przegrywają obie walczące strony. Rosja przegrała już ją rozpoczynając, a Ukraina w chwili gdy została zaatakowana. Straty bieżące i te w przyszłości obu stron są ogromne i z każdym dniem rosną. To, że wojna pochłania każdego dnia miliardy dolarów (utrzymanie żołnierzy, zaplecza, koszty sankcji, emigracji z Rosji, do tego straty w sprzęcie, a dla Ukrainy dodatkowo straty w infrastrukturze, budynkach, zakładach przemysłowych) to tylko kwestia kosztów bieżących. Koszty wojny obie strony ponosić będą przez dziesięciolecia. Na leczenie rannych (bez nóg, rąk, oślepionych, poparzonych itd., ale też objętych opiekę psychologiczną, psychiatryczną), a są już ich już dziś dziesiątki tysięcy, przez dziesiątki lat oba państwa będą musiały rokrocznie wydawać ponad miliard, może kilka miliardów dolarów rocznie i tak przez około 40-60 lat. Zmobilizowani żołnierze (w Rosji i w Ukrainie) będą już na zawsze skrzywieni. Bardzo trudno będzie im wrócić do normalnej pracy. Wzrośnie przestępczość. Uczelnie, a także cała kultura tracą nie tylko ten rok, ale i kilka powojennych lat. Nienawiść między Rosjanami a Ukraińcami będzie trwać przez dwa, może trzy pokolenia. Ukraina i Rosja utraciła wiele posiadanych wcześniej rynków zbytu, które bardzo trudno będzie im w krótkim czasie odzyskać. W wyniku emigracji oba kraje tracą ludzi w wieku produkcyjnym i to tych z wysokimi kwalifikacjami. To tylko niektóre aspekty. Nie panie Marcinie, dziś tej wojny nikt nie wygrywa i wygrać nie może, jedyne czego możemy oczekiwać, to tego, że Ukraina obroni swą suwerenność, że nie dojdzie do „denacjonalizacji” narodu ukraińskiego, a że nie dojdzie jest rzeczą pewną. W nowożytnym świecie nie udało się nikomu „zdenacjonalizować” żadnego narodu.
Nie należy więc nawoływać Ukrainy i jej rządu do „zakończenia” wojny, czyli do kapitulacji oraz oddania części jej terytoriów. Należy nawoływać rząd Rosji do powstrzymania tej agresji, do wycofania jej wojsk z okupowanych ukraińskich terytoriów. Należy uświadomić Rosjanom jak wielkie straty już ponieśli, jak wielkie czekają ich koszty w przyszłości.
Ponownie odwołam się do pana Marcina Wyrwała, który pisze: W wojennym wirze często zapominamy o gospodarce, na której przecież zasadzają się militarne zdolności Rosji. W połowie marca czytaliśmy, że rubel jest prawie pozbawiony wartości i ma być jeszcze gorzej. Już w maju dowiedzieliśmy się, że ten sam rubel jest najmocniej rosnącą walutą na rynkach, wycenianą najwyżej w stosunku do euro od pięciu lat i notowany o 20 proc. wyżej od dolara.
Czy wiecie państwo, co dziś mówi Kreml swoim obywatelom, którzy obawiają się zachodnich sankcji? Spójrzcie na Iran! Ten kraj od 40 lat jest obłożony zachodnimi sankcjami. Też stał na ropie, ale zdywersyfikował swoją gospodarkę i dziś jest największym producentem farmaceutyków, materiałów budowlanych czy aut w swoim regionie.
Ale póki co Rosja nawet nie musi się dywersyfikować, bo najwięcej zyskuje właśnie na swoim podstawowym źródle dochodu – ropie. Z początkiem ofensywy zaczęła zarabiać na niej 20 mld dol. miesięcznie, czyli o 50 proc. więcej niż przed nią. Wysokie dochody są w dużym stopniu spowodowane wzrostem cen ropy, ale wydatnie pomagają też inne kraje.
Ponownie dostrzegamy tu ogromną krótkowzroczność. Przecież każdy powinien zdawać sobie sprawę z tego, że to już tylko kwestia kilku, może najwyżej kilkunastu lat, gdy ropa i gaz oraz węgiel przestaną być głównym źródłem energii, zastępują je elektrownie słoneczne, paliwo wodorowe, atom, wręcz rewolucyjne zmiany w metodach oszczędzania energii. Ceny ropy, gazu, węgla już po zakończeniu wojny w Ukrainie zaczną gwałtownie spadać. Dziś gdy większość rozsądnych rządów (Norwegia, Kuwejt, Arabia Saudyjska) lokują tzw. petrodolary w różnych funduszach inwestycyjnych, by w ten sposób zabezpieczyć przyszłość swych narodów, Rosjanie bieżące dochody „topią” w wojnie. Nie pomogą Rosji również dochody np. z nowych kopalni diamentów. Te potrafimy dziś wytwarzać syntetycznie. Zamiast inwestować w rozwój nowych technologii, współuczestniczyć w światowej rywalizacji o rynki zbytu putinowska Rosja toczy wojnę w imię imperialnych ambicji paru durniów.
Marzenia o wielkiej Rosji, jej ewentualne nabytki terytorialne? A kto ma je zagospodarować skoro Rosja już od dawna się wyludnia? Dziś Rosja liczy około 140 mln mieszkańców, ale zauważmy, że pomimo napływu imigrantów, rosyjska populacja skurczyła się od 1993 r. o 6,6 mln ludzi. Co więcej prognozy są mocno niepokojące, gdyż zakłada się do 2050 r. liczba ludności tego państwa zmniejszy się o 10,7 proc. do 126,6 mln. Pesymistyczne prognozy mówią nawet o spadku do 100 mln. Po cóż więc Rosjanom nowe terytoria? Zresztą dziś to już tylko całkowicie zniszczone i w znaczniej mierze wyludnione miasta. Kto ma pokryć koszty ich odbudowy, ponownego zaludnienia?
Zbrodnicza napaść Rosji na Ukrainę była głupotą. Oczywiście Ukraina obroni swą suwerenność. Nawet jeśli Rosjanie chwilowo zajmą jakieś jej terytoria, to nigdy nie pokonają partyzantki, terroryzmu… Dzieci zabitych i rannych będą pragnąć zemsty. Po tylu latach (wiekach) odzyskuje pełnię suwerenności Irlandia (może się połączy), autonomię Korsyka. Wygrał Afganistan, wcześniej Wietnam… Czy wojskowi i niektórzy politycy są aż tak głupi? Wojny wygrać nie sposób. Rany po niej leczy się przez dziesięciolecia. My, Polacy, już to przeżyliśmy i mimo, że minęło już prawie 80 lat wciąż odczuwamy skutki II wojny światowej.
Kończąc, zwrócę się do Pana Marcina Wyrwała i innych analityków słowami ambasadora Ukrainy w Niemczech, Andrija Melnyka, słowami, które ten skierował do wypowiadających się w podobnym duchu niektórych przedstawicieli niemieckich elit: „Powinniście wreszcie iść do diabła”. Pozwólcie Ukrainie bronić swej niepodległości, a jeśli już, to zwracajcie się nie do Ukrainy i Ukraińców, a do Rosji i społeczeństwa rosyjskiego, by robili wszystko, aby jak najwcześniej zakończyli tę wojnę, aby powstrzymali powiększanie strat, które z każdą chwilą ona przynosi.
Piotr Kotlarz
Obraz wyróżniający: Autorstwa Syced – Praca własna, CC0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=115567634