Zamek w Stobnicy. Elewacja północna. Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych. mediów.
Poniższy artykuł piszę na bazie zasłyszanych informacji i swoich domniemań. Myślę jednak, że zasługują one na przemyślenie.
O ile wiem, pierwszą próbę budowy zamku, w odzyskującej od 1980 roku suwerenność Polsce, podjął już w 1983 roku (w lipcu tegoż roku ogłoszono zakończenie „Stanu wojennego”) niejaki Piotr Kazimierczak. Podaję nazwisko tego inwestora za Wikipedią i różnymi dziennikarzami piszącymi o tej inwestycji, choć moim zdaniem prawda o inwestorze (inwestorach) wygląda nieco inaczej. To prawda, zgłoszenie na budowę domu jednorodzinnego z pracownią rzeźbiarską o powierzchni 170 m² i pozwolenie na tę budowę uzyskał rzekomy snycerz i producent mebli, ale po pierwsze słowo snycerz jest tu co najmniej na wyrost. Z tego co wiem, a mówił mi o tym sam Buni Tusk (rzeźbiarz i ceramik gdański), Piotr Kazimierczak przyuczał się do tego zawodu u niego i właściwie żadnym snycerzem nie był, choć być może chałturzył w tym zawodzie. Po drugie, równie na wyrost jest tu też słowo producent mebli. W 1983 roku żadnego zakładu meblarskiego nie posiadał. Ten, rzekomo w celu dalszego finansowania budowy, uruchomił w Świętym Wojciechu w 2000 r. Zakład ten zresztą zaledwie po roku funkcjonowania został poważnie uszkodzony w trakcie powodzi. Ani jednak w pierwszym roku, ani też później nie podjęto w tym śmiesznym zakładzie (też budowanym w „zamkowym stylu”) jakiejś seryjnej produkcji. Wiem to, gdyż wówczas (przez ponad dwadzieścia lat) mieszkałem w pobliżu i nigdy nie widziałem tam ani samochodów z dostawami, ani też odbierających jakieś meble. Słyszałem, że do swego kościoła zamówił tam ławki ks. prałat Henryk Jankowski i – moim zdaniem, choć być może się mylę – był to jedyny większy kontrakt, jaki otrzymał pan Kazimierczak. Kiedyś przejeżdżając obok tego zakładu dostrzegłem stertę cegły licowej. Był to czas niedoboru wszystkiego, w tym i materiałów budowlanych, próbowałem więc tę cegłę od pana Kazimierczaka odkupić. Przy okazji zwiedziłem i jego „pracownię”, pan Kazimierczak popisywał się też – o ile pamiętam – jakąś snycerką w trakcie roboty. Naprawdę nic ciekawego. Warto dodać, że obok zakładu powstała też willa pana Kazimierczaka z basenem, w której wraz z rodziną zamieszkał. Obiekty te niszczeją – znów o ile wiem – do dnia dzisiejszego. W mojej ocenie, zakład pana Kazimierczaka w Świętym Wojciechu powstał nie tyle w celach produkcyjnych, lecz jego celem było wykonanie wnętrz i umeblowania do zamku w Łapalicach.
Budowę tego zamku odwiedziłem wraz żoną i przyjaciółmi dopiero w latach dziewięćdziesiątych. Ogrodzony wielkim murem teren i już wówczas niszczejący zamek w stanie surowym. Budowa do tego etapu musiała już kosztować miliony. Słyszałem, że jakieś środki – podobno 20 milionów – pan Kazimierczak uzyskał z jakiegoś banku spółdzielczego, który później splajtował (Kto stał za tym kredytem, kto go wspierał?). Przyglądałem się budowie. Zakup gruntu i stan surowy, to zaledwie jedna trzecia kosztów, później koszty wykończenia, wyposażenia, utrzymania, obsługa, amortyzacja, odkładanie na remonty (kapitalne trzeba dokonywać co czterdzieści lat). Kogo na to stać? – pytałem. Nawet właściciel kopalni diamentów musiałby się zastanowić nad sensownością takiej inwestycji. Jak mogła powstawać tak ogromna nielegalna inwestycja w państwie tak kontrolowanym? Najmniejsza samowolka budowlana była ścigana.
Odpowiedź jaka przychodziła mi na myśl była dziwna, fantastyczna, aż głupia. Ale może, to głupcami byli ci, którzy za tą inwestycją stali? Musiała przecież – moim zdaniem – mieć nie byle jakie wsparcie, skoro pozwalano na jej kontynuowanie, skoro nie wiadomo skąd znajdowały się na nią tak wielkie środki.
Pomyślałem o modelu Polski, jaki chcieli stworzyć po przejściu od etapu „komunizmu” do „kapitalizmu” jej dawni „panowie”, „komuniści”. Wszystkie te pojęcia w cudzysłowie, gdyż wywodzą się z idiotycznej marksistowskiej ideologii i nie mają żadnego odniesienia do rzeczywistego świata. Mówiąc w skrócie, chcieli oni wciąż tworzyć społeczeństwo panujących i poddanych. Elitom komunistycznym, jak zresztą i nazistowskim, marzyło się bycie „panami” w feudalnych zamkach.
Chore głowy, chora rzeczywistość jaka zamarzyła się garstce idiotów.
Zamek w Łapalicach. Widok lotniczy. Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych. mediów.
Podobną inwestycją, o której słyszymy od polowy lat dwudziestych XXI wieku, jest pozostający w budowie budynek mieszkalny imitujący zamek we wsi Stobnica w województwie wielkopolskim. Autorem projektu budynku jest architekt Waldemar Szeszuła, a inwestorem firma D.J.T. z Poznania.
Podobną, gdyż równie chorą w zamyśle, kiczowatą architektonicznie i bezsensowną ekonomicznie. Możemy tylko współczuć przyszłym lokatorom tego obiektu konieczności w nim zamieszkiwania. Na planowanych piętnastu kondygnacjach ma się znaleźć 46 lokali mieszkalnych, które docelowo może zamieszkiwać do 97 osób, obsługiwanych przez kolejne 10 osób. O ile dobrze widzę, na szczycie zamku w Stobnicy znajduje się budowla w kształcie niewielkiego kościółka. Pełny idiotyzm.
Zamek w Stobnicy. Widok od południa. Z Wikimedia Commons, repozytorium wolnych.
Inwestycja ta powstawała i powstaje na skraju Puszczy Noteckiej i obszaru Natura 2000. Podobnie jak zamek w Łapalicach z naruszaniem prawa budowlanego, praw lokalizacyjnych. Ponownie, z dala już widać, że inwestorów wspiera jakiś silny układ.
Co im się głowach śni? O czym marzą? Czy również o społeczeństwie panujących i poddanych. Może dziś mają miliony, może i miliardy? Świat jednak zmierza w innym kierunku. W Korei prawo spadkowe obliguje do 50% podatku, w Japonii 55%. Inne kraje podążają w tym samym kierunku. „Nie ma takiej kupki złota, która nie stopnieje, jeśli się do niej nie dokłada” – mawiała moja babcia.
Tylko chore, tkwiące w epoce imperializmu umysły mogą snuć tak dziwne plany.
Piotr Kotlarz