Filmy z lamusa – recenzje. „Krótki film o zabijaniu” / Piotr Kotlarz

0
760

[W naszym Miesięczniku pewne działy wciąż są jeszcze nierozbudowane. Niestety dysponujemy jak dotąd niewielkimi środkami i stąd ilość prezentowanych artykułów jest niewielka. Przeglądając nasze archiwum dostrzegłem, że  szczególnie jak dotąd zaniedbaną dziedziną jest film. Postanowiłem choć w części nadrobić ten brak i podjąłem decyzję, że odtąd w każdym miesiącu zaprezentujemy choć jedną recenzję wybranego filmu.

Czekam wciąż na recenzje mojego kolegi, przyjaciela za szkolnej ławy, który jest w mojej ocenie jednym z wybitniejszych specjalistów w zakresie filmu, wybitnym filmoznawcą. Może uda nam się pozyskać do naszej internetowej gazety i innych recenzentów. Póki co, postanowiłem spróbować w tej dziedzinie i swoich możliwości. Poniższą recenzją rozpoczynam mój nowy, comiesięczny cykl recenzji pod nazwą: „Filmy z lamusa”. Mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli naszym czytelnikom zaprezentować również recenzje innych autorów. Zapraszamy do współpracy.]

„Krótki film o zabijaniu” (recenzja)

Film ten powstał już dość dawno, w 1987 roku, jak łatwo policzyć ponad trzydzieści trzy lata temu. W swoim czasie przyjmowany był niemal entuzjastycznie, dziś ulega – moim zdaniem słusznie – stopniowemu zapomnieniu. Być może przyczyna tego tkwi w tym, że podjęty w filmie temat – stosunku do kary śmierci, wraz z jej zniesieniem stał się już w większości społeczeństw nieaktualny, może przyczyn jest znacznie więcej… może nie był to jednak „dobry film”.

Trudno w to uwierzyć, a w każdym razie może wydawać się to rzeczą dziwną, ale nie ulegając modom, mając też wiele innych projektów, nie obejrzałem filmu Krzysztofa Kieślowskiego w latach osiemdziesiątych, nie oglądałem go i później. Nie wiem z jakiego powodu postanowiłem obejrzeć i obejrzałem go dopiero dzisiaj, na potrzeby tej recenzji.

Napisałem powyżej film Krzysztofa Kieślowskiego. To swego rodzaju amerykanizacja kultury, zwyczaj sięgający końca XIX wieku, kiedy to w USA ze względów biznesu, promocji, zaczęto w teatrze na piedestał wynosić reżyserów. Zwyczaj tej przyjęło później z tych samych powodów kino. Doszło do tzw. celebrytazyzacji sztuki.

Film, czy również sztuka teatralna, są dziełem zbiorowym. U podstaw tych sztuk leży scenariusz (dramat), później praca reżysera, aktorów, ale i wielu innych osób. To dość oczywiste i bardzo ogólne uwagi, myślę jednak, że warto o nich pamiętać, zwłaszcza w recenzji, próbie ocenienia jakiegoś utworu.

Autorem scenariusza „Krótkiego filmu o zabijaniu” jest Krzysztof Piesiewicz. Prawnik, adwokat, działacz polityczny. Wiadomości te nie powinny być w przypadku recenzji istotne, ważnym powinien być tu sam scenariusz, niemniej jednak dostrzegając jego oczywiste wady zastanowiło mnie, czy ich przyczyną nie był właśnie brak przygotowania zawodowego jego autora.

Jerzy Szaniawski w alegorycznej sztuce „Adwokat i róże” przedstawia postać przyszłego hodowcy róż, któremu jego nauczyciel (tytułowy adwokat) wskazuje, że aby zostać dobrym ogrodnikiem nie wystarczy znać podstawy tego zawodu, ale potrzebne jest coś więcej. Wspomnianemu uczniowi adwokata-ogrodnika zabrakło tego czegoś. Podstawy zawodu są jednak bardzo ważne.

W scenariuszu Szaniawskiego zabrakło przede wszystkim jakiejkolwiek intrygi, zderzenia postaw. Owszem buduje on charaktery, ale ich zróżnicowanie nie służy tu akcji, lecz tylko uzasadnieniu publicystycznej tezy. Zamordowany taksówkarz ukazany jest jako postać zawistna, egoistyczna, złośliwa… jego morderca, zwłaszcza w ostatnich scenach ma wzbudzać współczucie. Idealistyczny adwokat jest właściwie tylko obserwatorem całego zdarzenia. Zresztą nawet budując charaktery Piesiewicz, a za nim reżyser – Kieślowski zapominają o ważnej, znanej już twórcom od co najmniej stulecia, prawdzie. Prawdzie o tym, że swe role gramy nie tylko dla potrzeb sceny, czy filmu. Gramy je również w życiu. Psychopata, a tą cechą na podstawie dokonanej zbrodni charakteryzuje się ukazany w filmie morderca, dowodzi to sam sposób popełnienia zbrodni i jego późniejsze po niej zachowanie… psychopata, wiec, potrafi również odgrywać uczucia, również „grać” na naszych uczuciach. Któż z nas nie widział płaczącego alkoholika i jego kiepskiej roli radości, gdy wreszcie uzyska upragnioną wódkę, Cóż, o tej banalnej prawdzie autorzy „Krótkiego filmu…” nie wiedzieli, a może zapomnieli.

Fabuła filmu ogranicza się właściwie do trzech sytuacji. Przygotowaniu do zbrodni, opisu samej zbrodni i kary za zbrodnię – tu ukazanej jako kolejna zbrodnia. Zadawanie śmierci niezależnie od jej motywacji zdaniem autorów jest zbrodnią. Może grzechem? Kieślowski film ten wpisuje w cykl „Dekalogu”.

Krzysztof Kieślowski po ukończeniu szkoły filmowej w 1968 roku przez wiele lat specjalizował się w filmie dokumentalnym. Pierwsze jego pełnometrażowe film fabularne Personel”  (1975) i „Blizna” trudno zaliczyć do zbyt udanych. Sukces reżyser (wciąż tworzący filmy dokumentalne) odnosi filmem „Amator” (1979). Pamiętam ten film jak przez mgłę i nie widzę potrzeby, by doń wracać. Bohater (gra go Jerzy Sthur),  jest filmowcem amatorem, który produkuje dokumenty społeczne sprzeczne z propagandą władz i naraża bohaterów swoich filmów na zwolnienia. Można by zrobić z tego tematu wielkie dzieło o manipulacji… przecież reżyser (Amator) musiał wiedzieć w jakim świetle ukazuje swoich bohaterów, o odpowiedzialności… dokumentalista nie jest tylko biernym obserwatorem, ale przecież staje się i współuczestnikiem opisywanych sytuacji. To długa dyskusja, podejmowana w drugiej połowie XX wieku, kiedy to różni dziennikarze zaczęli wpychać się na miejsca wypadków i zbrodni koncentrując się na „zdobyciu” scen jak najbardziej drastycznych, często nawet kosztem udzielenia pomocy ofiarom.

Postawa bohatera filmu „Amator” kojarzy mi się z częstą postawą tzw. działaczy politycznych, którzy ograniczają się w swej działalności do wskazywania winnych („onych”). Zostawmy jednak tę sprawę z boku. Dla potrzeb niniejszej recenzji ważna jest jednak wcześniejsza twórczość Kieślowskiego, jego warsztat dokumentalisty oraz publicystyczne podejście do podejmowanych tematów.

„Krótki film o zabijaniu” nosi miano filmu fabularnego, w mojej ocenie jest raczej paradokumentem. Być może przedstawiona zbrodnia jest w całości wymyślona, niemniej jednak w wielu wypadkach czujemy się jakby świadkami wizji lokalnej (choć bez towarzyszących odtwarzanej sytuacji świadków). Przedstawione zbrodnie (tak zabójstwa, jak i kary śmierci) ukazane są dosłownie, w sposób drastyczny. To „moda” współczesnej sztuki, której celem staje się nie rozprawa moralna, dyskusja, lecz tylko proste szokowanie. Jakże daleko odeszliśmy od zasad teatru antycznych Greków, którzy sceny drastyczne przedstawiali tylko w opowieści aktorów, nie dopuszczali takich scen na scenę. Myślę, że regułą ta dobrze służyła ówczesnym sztukom. W każdym razie nikt nie może twierdzić, że unikanie krwawych scen wpłynęło na to, że dramaty Sofoklesa, Eurypidesa i wielu innych uznać możemy za nieciekawe, nudne… słabe. Film Kieślowskiego często zieje nudą.

Cel publicystyczny „Krótkiego filmu…” aż się narzuca. To wówczas toczyła się w Europie i w PRL-u dyskusja na temat stosowania kary śmierci. Głos w tej dyskusji Kieślowskiego razi jednostronnością. Wydaje mi się, że Kieślowski stosuje tanią manipulację. Próbuje zmniejszyć wartość życia taksówkarza ukazując go jako zwykłą świnię, a wokół mordercy buduje coś co rodzi współczucie, a nawet pewną sympatię.

Czy wymierzaną kiedyś przez społeczeństwo „karę śmierci” można uznać za grzech? Zbrodnię? Może i tak, dziś wiemy, że kara taka nie spełniała – jak wcześniej błędnie uważano – środka odstraszającego. Czy jednak można karę śmierci, nawet nazywając ją zbrodnią, zrównywać z taką dokonywaną przez psychopatycznego mordercę. Myślę, że jednak istnieje między tymi zbrodniami zasadnicza różnica, nawet wówczas, gdy wykonawcę tej pierwszej „zbrodni” – kary śmierci – ma grać osoba ukazana jako zimna i beznamiętna.

Filmu „Krótki film o zabijaniu: Krzysztofa Kieślowskiego nie polecam. Myślę, że oglądanie drastycznych scen nie jest nam do  niczego potrzebne… niczemu nie służy.

                                                           Piotr Kotlarz

Obraz wyróżniający: Portret Krzysztofa Kieślowskiego. Autorstwa Alberto Terrile – Alberto Terrile's personal archive, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=18379300